piątek, 28 grudnia 2012

Klamki

Jak wiele może się zmienić w ciągu niespełna 2 tygodni. Kiedy 16 grudnia pisałam o moim przedłużającym się pobycie w Krainie Pomiędzy, nie miałam pojęcia, że moja sytuacja zmieni się niemal błyskawicznie... W piątek, 21 grudnia, pół godziny po spodziewanym przez wszystkich końcu świata, dowiedziałam się - ot tak, po prostu - że dostałam pracę. W Poznaniu. I że najwyższy czas poszukać jakiegoś lokum. 

Półroczne dylematy, cackanie się z własnymi lękami, stan zawieszenia między Grodziskiem a Krakowem - wszystko to zniknęło w jednej chwili. Ktoś zadecydował za mnie, uznając, że - mimo wytkniętego mi na samym początku braku orientacji w dziedzinie, w której podejmuję pracę - byłam najlepszą kandydatką. I nagle moje wątpliwości przestały mieć znaczenie.

Mam pracę - i niejasne, ale coraz silniejsze przeczucie, że ją polubię.

poniedziałek, 24 grudnia 2012

Mało świąteczny wpis

To była koszmarna Wigilia.
Nerwy, nerwy szargane od samego rana...

:(

Miałam napisać o dobrych rzeczach, które mi się zdarzyły pod koniec tego roku.
Miałam posłać w świat życzenia.
Nie mogę. Nie dziś.

Nigdy więcej takich Świąt.

środa, 19 grudnia 2012

2 wiersze. W oczekiwaniu na koniec świata


O końcu świata, który ma nastąpić dokładnie za 2 dni, bo tak przepowiedzieli wszechwiedzący Majowie i kilku współczesnych, równie wszechwiedzących, jasnowidzów, trąbią już od dawna wszystkie media. W sklepach ruch - nie wiadomo, czy ludzie robią zwykłe zapasy przed Świętami, czy też przygotowują się raczej do nadejścia katastrofy, licząc, że uda im się przetrwać w piwnicy wypchanej śledzikami w zalewie, konserwami tyrolskimi oraz butelkowaną wodą... Nie ma rozmowy, nie ma spotkania, by nie pojawiło się nawiązanie do owej nadchodzącej wielkimi krokami apokalipsy. A ja? A ja siedzę i przypominam sobie ulubione wiersze...

Oczywiście, mam na myśli poezję, w której słowo "koniec" odgrywa niebagatelną rolę. Pierwszy z wierszy pamiętam z lekcji polskiego w liceum (wtedy też nauczyłam się go recytować), drugi - chyba jeszcze z czasów szkoły podstawowej.

wtorek, 18 grudnia 2012

Cygańska krew

Dawno już nie spotkałam w Krakowie cygańskiej wróżki. Nachalne kobiety, okutane w wielowarstwowe spódnice, dopadające podróżnych przy przejściu podziemnym nieopodal dworca - to, podobnie jak grajkowie-żebracy wędrujący po tramwajach - obrazek z pierwszych lat mojego pobytu w tym grodzie. Obrazek, który zdążył już nieco rozmyć się w moich wspomnieniach...

Dziś odżył.

Razem z moją ulubioną mieszkanką Londynu wybrałyśmy się do kawiarni, by w całym tym przedświątecznym zamieszaniu odsapnąć sobie i nadrobić towarzyskie zaległości. Było wczesne popołudnie, K. zniknęła na moment, a ja wykorzystałam tę okazję do sprawdzenia wiadomości w telefonie. Gdy podniosłam wzrok znad ekranu, przede mną stała maleńka staruszeczka o typowo cygańskiej urodzie, owinięta w nieco zbyt obszerną kurtkę. Uśmiechała się zachęcająco - wyraźny znak, że czegoś będzie ode mnie chcieć. No tak... Już po chwili rozległo się śpiewne pytanie:

- Powróżyć?

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Z WIEDŹMOWEJ KUCHNI: Alpy w kuchni - pierniczki alpejskie


Nie macie jeszcze dość pierników? Ja - nie! :-) Dlatego wpisuję tutaj następny wypróbowany przeze mnie przepis, tym razem na delikatne i puchate pierniczki alpejskie. Rozpływają się w ustach!


niedziela, 16 grudnia 2012

Nulek w Krainie Pomiędzy

Witaj w Krainie Pomiędzy.

Tu nic nie jest na stałe, na zawsze i na pewno.
Tu ciągle znajdujesz się w połowie drogi, dokądkolwiek by ona nie prowadziła. Jak u Dantego - "w życia wędrówce, na połowie czasu"...
Tu jeszcze wszystko może się zdarzyć - choć przecież wcale nie musi... 




Istnienie Krainy Pomiędzy odkryłam dziś popołudniu w Muzeum Sztuki Współczesnej, do którego zawędrowałyśmy z Wiedźmą Joasią, by nadrobić nieco kulturalne zaległości. Muszę przyznać w tym miejscu, że do sztuki współczesnej - czyli do wszystkiego, co powstało po 1939 roku - podchodzę z założenia niczym pies do jeża. Powolutku. Nieufnie. I w pełnej gotowości do odwrotu - gdy tylko zajdzie taka potrzeba... 

Nie rozumiem tych nowoczesnych happeningów, nie znam się na post-teoriach i post-nurtach. Czarny kwadrat na białym tle to dla mnie dowcip, nie zaś dzieło warte miliony... Mimo to zdarza mi się odwiedzać świątynie nowoczesnej sztuki - choćby po to, by utwierdzać się w przekonaniu, że to zupełnie nie moja bajka...

A jednak - znalazłam w MoCAKu miejsce dla siebie i swojej nieufności. 
Maleńką salkę wydzieloną z wystawy czasowej, pełną światła i liter układających się w to jedno słowo: "między". 



piątek, 14 grudnia 2012

ANULOWYM OKIEM: Bruno, nareszcie!

Czas na ciąg dalszy relacji z mojego kulturalnego czwartku w Krakowie. :-) Zostawiłam Was wczoraj z Franzem Kafką nie bez kozery - bo postać ta stanowi łącznik między Warholem a artystą, którego prace obejrzałam później w Gmachu Głównym Muzeum Narodowego. Artystą, którego Kafka fascynował i którego nazwisko znalazło się nawet na stronie tytułowej polskiego wydania Procesu, choć z wydaniem tejże książki nie miał w gruncie rzeczy nic wspólnego, użyczając jedynie swego nazwiska narzeczonej, która przetłumaczyła powieść.



czwartek, 13 grudnia 2012

ANULOWYM OKIEM: Srebrny Andy i jego cień

Jak dobrze znów być - choć na tydzień - w Krakowie! Nawet za tym nieszczęsnym smogiem stęskniłam się już nieco, przebywając na moich rodzimych nizinach. Jak dobrze ujrzeć znów anioły na rondach w centrum, choinkę na Rynku, komin Bonarki rozjaśniający tę ciemną (podobno jedną z najciemniejszych w tym roku) noc... I jak dobrze móc się znów cieszyć bliskością rozmaitych wydarzeń kulturalnych, bez konieczności odbywania kilkudziesięciokilometrowych pielgrzymek.

Muszę dobrze wykorzystać ten czas. Zaczęłam już dziś, mocnym wstępem w postaci dwóch wystaw odbywających się właśnie w naszym zacnym grodzie. Na jedną z nich czekałam już od dawna. O drugiej dowiedziałam się przypadkiem. Wiem, trochę wstyd, że tak słabo orientuję się w kalendarzu krakowskich imprez i wydarzeń, ale odległość 500 km i mój grodziski, pustelniczy tryb życia robią swoje... Zresztą, nieważne. Grunt, że mogłam się dziś nurzać w kulturze!



Mick Jagger widziany oczyma... no właśnie - kogo? ;-)


Z WIEDŹMOWEJ KUCHNI: Chrupiąca sałatka, czyli przedświąteczny przerywnik

Pierniczki, pierniczki, pierniczki... Już nawet śnię o wykrawaniu ich i przyozdabianiu lukrem. Dlatego postanowiłam zrobić sobie małą przerwę - w końcu nie samymi Świętami człowiek żyje! Pogrzebałam w lodówce, zrobiłam rekonesans w domowych zapasach i uznałam, że czas nauczyć się robić sałatki. Przyznaję, to moja pięta achillesowa: nigdy nie przepadałam za serwowanymi w mojej rodzinie wielowarzywnymi kompozycjami ociekającymi majonezem, więc też nigdy nie nauczyłam się przygotowywania tego typu potraw. No, ale ileż można być takim sałatkowym ignorantem? ;-)



wtorek, 11 grudnia 2012

Z WIEDŹMOWEJ KUCHNI: Wesołe pierniczki, czyli jeden z moich najstarszych przepisów


Wesołe pierniczki - bo tak je w domu nazywamy - są z nami w rodzinie od lat, w każde kolejne Święta. :) Leciutkie, mocno korzenne, kruche i od razu gotowe do spożycia - polecam wszystkim smakoszom! W zasadzie to coś pośredniego między piernikami a ciastkami korzennymi - i coś mi się zdaje, że przed nadejściem Świąt sprawdzę jeszcze, jak nadają się na elementy konstrukcyjne domku z piernika. W końcu każda Wiedźma takowy powinna posiadać...


środa, 5 grudnia 2012

List do świętego Mikołaja

Drogi święty Mikołaju
dla tych mniej grzecznych i zbłąkanych,
dla niewiedzących, co ze sobą zrobić,
dla tych, co tylko połowicznie wierzą, że istniejesz,
ale wciąż mają nadzieję cichutką jak noc grudniowa...

Wiem, że jak zwykle odzywam się do Ciebie w ostatniej chwili, półprzytomna, w krótkiej przerwie między zdobieniem kolejnej porcji pierników (w tym roku robimy je z mamą w ilościach iście hurtowych - przyjdź, może się załapiesz... i nie, nie jest to próba wręczenia korzyści majątkowej, nie wzywaj CBA) a próbą przespania choć kilku godzin przed jutrzejszą rozmową kwalifikacyjną w sprawie pracy.

poniedziałek, 3 grudnia 2012

Z WIEDŹMOWEJ KUCHNI: Piernikowe muffiny z niespodzianką

Po szalonym tygodniu krakowsko-wrocławskim, laniu wosku (wyszedł mi ślimak tudzież kaczka - ktoś wie, co to może oznaczać?) pora na powrót do rzeczywistości  i do gromadzenia świątecznych przepisów oraz pomysłów wszelakich. Dziś receptura, którą miałam okazję przetestować już na kilku ofiarach... yyyy, osobach. ;-) Piernikowe muffiny - lekkie, bez cukru, za to z miodem i niespodzianką w środku - niezła alternatywa dla pierników, zwłaszcza, gdy do Świąt zostaje już niewiele czasu, a roboty huk! :-)