Anegdotę o trzepocie skrzydeł motyla w Massachusetts, który wywołać może burzę w Szczebrzeszynie, zna chyba każdy - jeśli nie z opracowań dotyczących teorii chaosu, to z głośnego filmu z Ashtonem Kutcherem. No, ewentualnie z "Motyliady" Grzegorza Turnaua i Basi Gąsienicy-Giewont - całkiem przyjemnej piosneczki poświęconej innemu badaczowi chaosu - prof. Marianowi Mrozkowi.
Motyl - stworzonko piękne i pełne gracji - idealnie wpasował się w historyjkę, łącząc naukę z poezją.
No, ale... nie każdy zasłużył sobie na motyla.
Są bowiem na tym świecie jednostki tak ponure, tak przyziemne, tak pozbawione poezji i - nomen omen - polotu, że los (a może - chaos?) nie chce na nie marnować subtelnych symboli. Pewnie dlatego zamiast efektu motyla doznałam dziś... efektu gołębia.