sobota, 27 czerwca 2015

Wakacyjny niezbędnik 2015

I znów - zamiast pisać - przez ostatnie miesiące zajmowałam się zupełnie innymi sprawami. Już nawet nie chcę się tu usprawiedliwiać. Po co? Stało się. Cisza wybrzmiała. Czas wrócić do świata żywych... a raczej piszących. Niezależnie od tego, czy ktokolwiek na mnie czekał. O! ;-) 

Wracam w wakacyjnym nastroju. Kończy się czerwiec, teatr już we wtorek zamknie sezon genialnym gościnnym koncertem "Wielkie przemówienia", a mnie jeszcze tylko dziś i jutro czeka rozkoszny dyżur w kabinie podczas Rychcikowych "Dziadów". Później - 2 miesiące bez przedstawień, choć nie oznacza to bynajmniej braku zajęć w świecie teatralnej administracji. Będzie jednak spokojniej, a to oznacza solidną porcję relaksu, nadrabiania zaległości (remontowych, książkowych i... ruchowych) oraz cieszenia się. Takiego zwykłego, ludzkiego cieszenia się drobiazgami. :-) 

To właśnie mój plan na wakacje. Zresztą - nie tylko na nie. Przypomnieć sobie, jak to jest, gdy odczuwa się te najprostsze radości - z obserwacji przyrody, z dyndania na hamaku z książką w łapach, z zabawy z psem, z równo pomalowanego kawałka ściany czy udanego wypieku. Bardzo, bardzo już tego potrzebuję - po trudnym, pełnym wyzwań sezonie, po nieciekawych przeżyciach osobistych, po miesiącach z trudem maskowanej apatii.

Do stworzenia tego niezbędnika zainspirował mnie wpis na blogu Nie-Matki Polki. Proste wyzwanie - 7 rzeczy, które mają mi umilić wakacyjne życie. :-) Żadnego pisania o ideach, wielkich marzeniach, żadnego rozdzierania szat...

Myślałam o tym cały wieczór, kilka propozycji - wyśniłam. I dziś mogę już przedstawić swoją listę małych marzeń na lato 2015. Może przy okazji zainspiruję Was do spisania własnych SZCZĘŚLIWYCH SIÓDEMEK? :-)

WAKACYJNY NIEZBĘDNIK NULKA - EDYCJA 2015

1. WIADRO FARBY. Miejsce pierwsze zdecydowanie należy się mojemu niezrealizowanemu marzeniu o... wiaderku farby. Wystarczyłoby pięć litrów cieczy, najlepiej w odcieniu delikatnej, jasnej szarości. Nie, nie zamierzam nikogo nią oblewać, takie happeningi są już zdecydowanie niemodne. Ale chyba już najwyższy czas zrealizować plan odświeżenia mieszkania, które wynajmuję w Poznaniu. Walka z remontem u rodziców pochłonęła większość moich środków finansowych, ale do licha - chyba ja też zasługuję na odrobinę luksusu? Blady, żółty kolorek, tak typowy dla mieszkań z lat 90. XX stulecia i dla klas szkolnych (bo to po taniości...) musi wreszcie zniknąć z mojego życia, a chłodna szarość na pewno pięknie podkreśli ciepły kolor bukowych i wiklinowych mebli. 

2. WNUCZKA DO ORZECHÓW. Nie, to nie nowoczesny sprzęt kuchenny, mający zastąpić poczciwego dziadka. ;-) Odd pamiętam, w wakacje zawsze wracam do lektur z młodości. Czasem z sentymentem, czasem - z lękiem, że w lekturze nie odnajdę już dawnych powodów do zachwytów... Jedną z takich budzących lęk lektur jest dla mnie Jeżycjada Małgorzaty Musierowicz. Kiedyś każde lato spędzałam z Borejkami. Teraz - no cóż, pracuję na Jeżycach i codzienne spacery po tej dzielnicy zmieniły nieco mój sposób postrzegania świata wykreowanego w najsłynniejszej poznańskiej sadze rodowej. Może to zresztą tylko... starość? ;-) Mimo wszystko chciałabym podjąć wyzwanie i - wrócić. Sprawdzić, co u Borejków, jak ma się najmłodsze pokolenie i czy seniorzy rodu wciąż odznaczają się niespotykaną żywotnością?

3. WAŁEK DO CIASTA. Opornie mi ostatnimi czasy szło pieczenie - nie było weny, chęci, radości, czasu... Jak przywrócić sobie zdolność wytwarzania kuchennej magii? Myślę, że taki wałek mógłby pomóc. Ma w sobie czar niezbędny przy wszelkich kuchennych zaklęciach! No i jest bezpieczny dla otoczenia - żal nim spuszczać łomot komukolwiek, nawet najbardziej na to zasługującemu łobuzowi. Jeszcze się (wałek, nie łobuz) połamie... ;-) Czuję, że z takim wałkiem mój słodki powrót do kuchennej rzeczywistości zyskałby odpowiednią oprawę!

4. PROSTOKĄTNA TORTOWNICA, czyli po prostu forma do ciasta z odpinanymi bokami, też by pomogła, na bank. I nie dziwcie się, że w wakacje marzy mi się siedzenie w kuchni. Po pierwsze - pogoda na razie skłania raczej do przebywania w ciepłych, przytulnych miejscach. Po drugie - jako rasowa kura domowa po godzinach lubię sobie postać przy garach, czy to latem, czy to zimą... I tworzyć, tworzyć, tworzyć! :-) 

5. NOWY KAPELUSZ. Kto mnie zna, ten wie, że jestem szaloną kapeluszniczką. Kapelusze mają duszę, jeśli tylko dobrze się je traktuje i poświęca się im odpowiednio dużo uwagi. Moja ukochana kolekcja jakoś jednak ostatnio przestała się rozrastać. Może stałam się wybredna? Tak czy siak, muszę poszukać cylindra lub melonika - bo takich okazów brakuje wśród moich toczków, myśliwskich kapelutków i rozmaitych fedor. 

6. KOLCZYKI Z NIETOPERZEM. No ile można się bez nich obywać? Czas najwyższy obwieścić całemu światu moją miłość do Batmana, choć marna ze mnie bat-woman. Prędzej wom-bat. Wombat. Tia... ;-) Ale przynajmniej będzie wombat obkolczykowany! O ile znajdę odpowiedni wzór.

7. DUŻA PIŁKA GIMNASTYCZNA. Bo grubas Nulek musi zacżąć się w końcu ruszać. W domu. I poza domem. Czas zmierzyć się ze światem. Bo ile można się kryć za tą ochronną warstwą tłuszczu, no ile? ;-) 

To właśnie moja szczęśliwa siódemka na wakacje 2015. Żadnych wielkich idei, tylko proste, materialne przyjemności i ułatwiacze życia, które powinny mi przypomnieć, jak to, do kroćset, jest - cieszyć się drobiazgami.

A jako punkt nr 8 dorzucam tu PI-SA-NIE.
Regularne. Lub nie. Koniec z ciszą! :-)