środa, 30 września 2015

Potwór spod łóżka

Skrzynia na pościel pachnie kurzem, który gromadzi się nocą na snach, a później, zmieciony z nich pierwszą falą poranka, opada właśnie tutaj, pod tapczan, osiadając na uwięzionych w ciepłej i poskrzypującej miarowo ciemności prześcieradłach, poszewkach, kocach... Nie ma tu światła ani świata. Nawet czas boi się zaglądać do środka, żeby nie przepaść na zawsze wśród smutnych resztek nocnych rojeń. 

A może to mnie się obawia?

Jestem przecież potworem spod łóżka.

Niewiele mam wspólnego z osławionymi i nieuchwytnymi cieniami rodem dziecięcej wyobraźni. Nie błąkam się na granicy jawy i snu, nie przegoni mnie blask nocnej lampki ani uspokajające głosy rodziców. Ja istnieję. Namacalnie. Tu i teraz. A moja miękkość i delikatność to tylko pozory. Pod nimi kryje się prawda - twarda, gładka, bezlitosna. To właśnie za nią skazano mnie na banicję. 

Początek mojej historii przypomina piękną baśń: opowieść o dwóch siostrach, bliźniaczkach, które wiodły szczęśliwe życie w miękkim królestwie nocy. Naszym przeznaczeniem było służyć wiernie i dobrze ludzkim snom. Ale tylko jedna z nas wypełniła swoją misję. Nie ja. Moich usług nikt nie potrzebował. Nie na długo. Nie na stałe.

Pustka, która mnie otaczała, początkowo wydawała się błahostką. Ot, stan przejściowy. Chwila spokoju. Nie wiem, kiedy zmieniła się w oskarżenie. W końcu stała się wyrokiem. 

Przestałam być potrzebna w tej samej chwili, w której swój termin przydatności do przeżycia przekroczyło kilka powierzonych mojej opiece marzeń: o domu, o rodzinie, o standardowej egzystencji zgodnej z wytycznymi ekspertów. Razem z nimi upadłam w mrok. I czaję się tutaj, naga jak prawda, jak wypełniony pierzem wyrzut sumienia.

Jestem przecież potworem, wiem.
Jestem tą drugą, zbędną poduszką.