poniedziałek, 29 grudnia 2014

Filantropijny terroryzm

Pamiętacie piękne opowieści, których bohaterem był Robin Hood? Angielskie legendy, film z Kevinem Costnerem zna pewnie każdy, podobnie jak jego komediowy odpowiednik o słynnych facetach w rajtuzach. Z dzieciństwa pamiętam bajkę, w której legendarne postaci przybrały formę zwierzaków - niedźwiedzi, zajęcy, lisów... A jest jeszcze kilka książek - jak choćby te spisane przez honorowego obywatela Poznania, Tadeusza Kraszewskiego... 

Co łączyło te opowieści? Oczywiście główny bohater, który rabował bogatych, by to, co uzyskał, oddawać ubogim. Piękna sprawa, prawda? Urok legendy słynnego rabusia w kapturze robi swoje...

Ale do czasu. Bo kiedy się tak człowiek zastanowi, czar pryska. Czy bowiem pomaganie komuś, będące jednocześnie szkodzeniem komuś innemu, można nazwać szlachetnym? Czy cudza krzywda (nieważne, czyja - człowiek to człowiek) nie neguje samej idei pomocy?

Robin Hood i paradoks pomocy poprzez cudzą krzywdę przypomniał mi się po ostatnim weekendzie spędzonym w Grodzisku, u rodziców. Przypomniał się dość boleśnie, bo w nocy po dość męczącej i pracowitej sobocie. A konkretniej - między 23.00 a 2.30...

Powodem mojej bezsenności nie były filozoficzne rozważania o angielskich legendach. Przyczynę stanowił hałas dobiegający z obiektu mieszczącego się po drugiej stronie ulicy, czyli ze stadionu.

UWAGA! Jeśli jesteś jednostką podatną na populistyczne zagrywki, los "biednych dzieci z domów dziecka" etc., nie czytaj, bo się zirytujesz. Ja jestem nieczuła, niestety. ;)


Mieszkając przez te wszystkie lata przy obiekcie sportowym, nauczyłam się jakoś znosić liczne niedogodności z tym związane. Tłumy ludzi ciągnących na mecze w czasach świetności Dyskobolii, policjanci blokujący co jakiś czas bramę wjazdową do domu (bo przecież muszą gdzieś się ustawić, żeby dobrze widzieć tłumy), raz po raz bójki na ulicy czy kawałek płyty chodnikowej lądujący niebezpiecznie blisko domu. Hałas. Bywa. Ale można się było w miarę zorientować w planie działań zarządców stadionu i dało się nawet zaplanować wypad poza dom, jeśli chciało się po prostu mieć spokój.

Gwiazdkowy Turniej Gwiazd (nazwę musiał wymyślić ten sam inteligent, który wpadł na "Grodziską Halę Sportową w Grodzisku Wielkopolskim"... mistrzostwo nazewnicze!) przebił jednak największe stadionowe rozróby.






Cel, oczywiście, szlachetny. Filantropijny wręcz: zbiórka kasy na potrzebujących (przy czym raz słyszę o domach dziecka, raz ogólnie - o potrzebujących. Zero konkretów). Licytacje, drugo- i trzeciorzędne gwiazdki. No, chociaż wszystko zależy od definicji gwiazdy - ci, którzy wielbią np. Marcina Dańca, na pewno byli usatysfakcjonowani...

Mniejsza zresztą o to towarzystwo - rzecz gustu.

Ale nie jest już kwestią gustu hałas, który musieliśmy znosić do 2.30 w nocy, bo gwiazdom, filantropom i organizatorom zachciało się... IMPREZY TANECZNEJ. Tak, tak, zamkniętej (czyli nie dla każdego z ulicy, jak inne atrakcje) imprezki, podczas której zespół/zespoły muzyczne (dobór utworów na poziomie mniej więcej remizowej potańcówy lub wesela) wyły w niebogłosy, a basy sprawiały, że szklanka z wodą na moim biurku w pokoju położonym od strony ulicy drżała - leciutko, ale drżała.

Ja wiem. Sobotnia noc. Można sobie pozwolić na więcej. Ale do kroćset, to już przegięcie!

Pod przykrywką filantropii zorganizowano sobie po prostu dyskotekę. I tu właśnie pojawia się Robin Hood. Rozumiem chęć wsparcia kogoś potrzebującego. Ale jeśli to wsparcie ma się odbywać kosztem innych - w tym wypadku osób zamieszkujących okolicę stadionu, które z zaskoczenia, bez zapowiedzi, zostały POZBAWIONE swojego prawa do odpoczynku, to już nie jest w porządku. Szlachetny cel zostaje w zasadzie anulowany przez BRAK SZACUNKU dla ludzi, którzy - chcąc nie chcąc - zmuszani są do słuchania tego mało ciekawego koncertu. W nocy. W swoich łóżkach. I bez prawa wyboru.

Jasne, zaraz naskoczą na mnie obrońcy dzieci z domów dziecka etc. A skaczcie sobie, na zdrowie! Nie mam nic przeciw zbiórkom i wszelkim formom pomocy kierowanej do tych, którzy jej potrzebują. Sama pomagam. PO CICHU i bez robienia z tego licytacji publicznej. Ale jeśli ktoś - w tym wypadku organizatorzy - chce się chwalić na cały głos swoją szlachetnością i wrażliwością na los innych, jednocześnie mając los sąsiadów głęboko w dupie, to nie zamierzam milczeć. Wstydźcie się!

Jakiś czas temu informacja o turnieju (ta, którą wrzuciłam tu jako foto) była jeszcze na stronie Urzędu Miasta i Gminy Grodzisk Wlkp. Burmistrz objął akcję patronatem.

Zadzwoniłam dziś do Urzędu, chcąc się dowiedzieć, czy impreza była otwarta i jak to jest z tym hałasem w nocy. Po kilku przekierowaniach uzyskałam informację, że:

a) burmistrz objął patronatem wyłącznie rozgrywki tenisowe,

b) impreza nie była zgłoszona jako otwarta do urzędu,

c) nic nie wiedzą o wieczornej dyskotece.

Wniosek dodatkowy: kiedy po moim telefonie próbowałam wyszukać więcej info o imprezie na stronie www.grodzisk.wlkp.pl, okazało się, że... plakat zniknął ze stron z aktualnościami. Czy na chwilę, czy na amen, zobaczymy. Nie ma też żadnej możliwości wyszukania hasła "gwiazdkowy turniej gwiazd" w wyszukiwarce na stronie. Sprawdzę to za kilka dni. Z ciekawości.

Zadzwoniłam do burmistrza z prostego względu - w sobotnią noc usiłowałam ściągnąć na moją ulicę patrol policji, żeby sprawdzili, czy cały ten hałas jest legalny. I usłyszałam, że nic nie mogą zrobić, bo... impreza jest otwarta, patronuje jej burmistrz i w ogóle. Bezczelny ton dyżurnego z komendy to osobna kwestia. Czego się spodziewać po grodziskiej policji? Uprzejmości? Kompetencji? Tia... Ale do cholery jasnej, oni NAWET NIE SPRAWDZILI, jaki jest charakter owej dyskoteki. Co będzie, jeśli następnym razem nie będzie im się chciało sprawdzić zgłoszenia o wypadku? W końcu od rzemyczka do koniczka... Takich mamy "stróżów prawa".

Mamy więc info z urzędu (impreza niezgłoszona, patronat częściowy) kontra lenistwo policji (impreza jest otwarta, nic nie możemy zrobić, mamy w dupie, ile to potrwa...).

I tu włącza się sam hotel w osobie menedżerki, która na mój komentarz na FB odpowiedziała wiadomością, z której wynika jasno, że - cytuję - "impreza nie była otwarta" i "odbywała się na prywatnym terenie".

No i teraz pytanie: skoro impreza była zamknięta (impreza - czyli trwająca od wieczoru do późnych godzin nocnych dyskoteka) i na prywatnym terenie, to dlaczego policja odmówiła interwencji? Skoro ściąga się z ulicy każdego pijaka, który śpiewa sobie serenady, dlaczego banda lokalnych krezusów i przebrzmiałych gwiazdeczek z menedżerką tego burdelu może sobie hasać bezkarnie?

Rozmowa z szefową tego nieszczęsnego przybytku była w ogóle pełna smaczków obnażających brutalnie brak empatii tej rzekomo zaangażowanej w pomaganie biednym pani. Argumenty ad personam, odniesienia do wieku, braku doświadczenia (ach, ja, trzydziestoletnia dziewczynka, poczułam się tak młodo...), populistyczne zagrywki (ludzie stracą pracę, jeśli nie będzie imprez - podobnie argumentować mógłby diler narkotyków, w końcu też daje zarobić...). Nie przytoczę wszystkich, bo jest to prywatna dyskusja, ale wnioski nasuwają się proste.

Po pierwsze - bardzo łatwo jest chwalić się tzw. dobroczynnością i działalnością charytatywną. Bo to medialne. Ale te same osoby, które na pokaz potrafią lać łzy nad nieszczęściem biednych, niepełnosprawnych i potrzebujących, jednocześnie okazują się ZASKAKUJĄCO NIEWRAŻLIWE na los zwykłych mieszkańców miasta, którym zafundowały nieprzespaną noc, nerwy, zmęczenie etc.

Czyżby istniało coś takiego jak WRAŻLIWOŚĆ WYBIÓRCZA?

Po drugie - czy tak trudno zrozumieć, że wolność jednego człowieka kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego? Jakim prawem banda nadzianych cwaniaków ogranicza moje prawo do odpoczynku? Czy nie mają innych miejsc, by się bawić? Obok jest hotel - na pewno lepiej wytłumiony niż balon kryjący korty. Tak trudno było przenieść dyskotekę w takie miejsce, które nie szkodziłoby nikomu? I kto da mi gwarancję, że następnym razem - zachęcona powodzeniem - wiadoma pani nie urządzi pod kolejną charytatywną przykrywką - całonocnej imprezy techno (bez obrazy dla fanów gatunku...)?

Po trzecie - prawdziwa filantropia nie odbywa się na licytacjach, turniejach, imprezach nagłaśnianych tylko po to, by zrobić odpowiedni PR pokazującym się na nich ludziom. Prawdziwa filantropia to jest ta cicha, skromna, ale za to - częsta. I konkretna. Nie pomaganie "biednym dzieciom z domów dziecka" czy mitycznym "potrzebującym", ale konkretnej Marysi potrzebującej np. kredek, Jankowi mającemu problemy w nauce, pani Wandzie, której trzeba zrobić zakupy co jakiś czas. I prawdziwa filantropia nie odbywa się CUDZYM KOSZTEM. Choćby kradło się nie pieniądze, a "tylko" święty spokój i sen. Ale może, żeby to zrozumieć, trzeba najpierw samemu zaznać biedy. Pani Moniko D. - może czas na taką edukację?

Po czwarte - prawdziwe społecznictwo zaczyna się od szacunku dla ludzi - wszystkich, bez wyjątku: niepełnosprawnych i pełnosprawnych, tych z domu dziecka i tych z domów, które skazane są na sąsiedztwo ze stadionem. Od szacunku i wrażliwości bez wyjątku, a nie od wielkich turniejów i robienia zbędnego hałasu. Ktoś, kto tego nie dostrzega, jest jedynie żałosną podróbką człowieka - i prędzej czy później zostanie zdemaskowany. I będzie już tylko wstyd... 


Po piąte wreszcie - bezmyślność organizatorów i ich pycha granicząca już chyba tylko z głupotą mogą się kiedyś zemścić. Zła karma wraca, jak mawia młodzież. Wraca i uderza ze zdwojoną siłą. Jeszcze kilka takich akcji i może zniechęconym mieszkańcom okolicy przestanie się podobać sąsiedztwo, które ich nie szanuje. I nie będą chcieli bywać w miejscu, które prowadzą ludzie pozbawieni podstawowej społecznej wrażliwości. CI znani nie zechcą firmować swoimi nazwiskami takich inicjatyw. Ci z pieniędzmi - pomyślą, czy nie lepiej skierować je gdzie indziej, gdzieś, gdzie pomaga się, nie krzywdząc postronnych osób. Przyjdzie taki czas... rozliczymy się wtedy na pewno.

No i nie tyle wniosek, co wątpliwość: iść na tę policję raz jeszcze, teraz, kiedy wiem, że wprowadzili mnie w błąd, i domagać się wszczęcia jakiejś akcji? Bo do licha, jeśli tak to zostawię, jeśli nikt nie zareaguje na tę bezczelność, to czego można się spodziewać następnym razem?

P.S. W polskim prawie - miałam w nocy z soboty na niedzielę trochę czasu na lekturę - nie ma czegoś takiego jak "cisza nocna" - to relikt z czasów PRL. Ale jest przecież prawo zwyczajowe. I jest artykuł 51 z kodeksu wykroczeń - "Kto krzykiem, hałasem, alarmem lub innym wybrykiem zakłóca spokój, porządek publiczny, spoczynek nocny albo wywołuje zgorszenie w miejscu publicznym, podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny". Na co jeszcze - poza absolutnym brakiem szacunku dla mieszkańców, ale to raczej na policję grodziską nie zadziała - mogę się powołać?

4 komentarze:

  1. Popieram w całości. Walczyć, nie ustępować :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nic innego nie ma pani do roboty tylko hejtowanie fajnego turnieju

    OdpowiedzUsuń
  3. Myślę, że powinna pani przeczytać karteczki Beaty Pawlikowskiej https://scontent-b-ams.xx.fbcdn.net/hphotos-xpa1/v/t1.0-9/10846341_919731788044838_8789915757547640295_n.jpg?oh=d0decd51b4ec846b0743ac0065128b0f&oe=54F929E5

    https://fbcdn-sphotos-c-a.akamaihd.net/hphotos-ak-xap1/v/t1.0-9/10675550_918787294805954_3380204136199665864_n.jpg?oh=1e7619e3225ff6867c68e16bb756325c&oe=5532CDFD&__gda__=1430030369_7490ff6ae1445938f11a392c3da2f195

    OdpowiedzUsuń
  4. Radzę sprawdzić definicję hejtu.
    Zasłużona krytyka nim nie jest i nigdy nie będzie.
    Tyle w temacie.

    OdpowiedzUsuń