środa, 17 kwietnia 2013

Nulek w Krainie Babskich Stereotypów

Lubię czuć się wyjątkowa - i pod tym względem nie jestem pewnie... wyjątkiem. ;-) Dawne (i wynikające w dużej mierze z wrodzonej nieśmiałości oraz nabytych przez lata kompleksów) pragnienie wtopienia się w tłum coraz częściej zastępuje u mnie pokusa niebanalności, potrzeba wyróżnienia się, choćby jakimś drobiazgiem. Fakt, z moim wzrostem (o obfitej, ekhmm, figurze i wiechciu na głowie nie wspominając) nie jest to szczególnie trudne wyzwanie... ;-) 

Owszem, jestem istotą społeczną, lubię poczucie wspólnoty duchowej i zabawę w odkrywanie podobieństw, jednak w głębi ducha zawsze pamiętam o swojej odrębności. Pod wieloma względami.

Kocham książki - często bardziej, niż ludzi.
Nie oglądam telewizji (ale czasami czytuję streszczenia seriali, żeby być na bieżąco).
Uwielbiam fuksję i cyklamen, purpurę oraz kolor rubinów - i nie wstydzę się tego, choć przecież w środowisku teatralnym wypadałoby przyodziewać się wyłącznie w szlachetną czerń tudzież odcienie ziemi. A figę! :-P

Od języka angielskiego wolę starocerkiewnosłowiański.
Nie jestem ładna - ale mam jakże piękne i bogate wnętrze! ;-)
Znam na pamięć 3/4 piosenek Grzegorza Turnaua. I - tak "na oko" - pół słownika polskich wulgaryzmów (choć robię w tej dziedzinie zastraszające postępy).
Ubóstwiam gotować i wcale nie chcę robić kariery. Jestem kurą domową i kurzę się na całego!

Maluję na porcelanie.
Nie jadam kaszanki.
Nie znoszę filozofii, ale uwielbiam wielogodzinne dyskusje o tzw. filozofii życiowej.
I wolę być starą panną niż singielką...

Och, jakaż ja jestem oryginalna, uduchowiona i wspaniała! ;-) Jakież ja mam aspiracje... Jakąż wyobraźnię... Jakież pasje... Gdzież, ach, gdzież, znajdziecie drugi taki egzemplarz wspaniałego człowieka? To pytanie retoryczne, ma się rozumieć, przecież ja jestem jedyna w swoim rodzaju! :-D

Tia... Notorycznie wpadam w samozachwyt. 

Ale prędzej czy później nadchodzi dzień, który wytrąca mnie z tej boskiej równowagi i sprowadza na ziemię. Wybieram się wtedy na zakupy obuwnicze, by w nowym sezonie znaleźć coś, co będzie pasować na moje subtelne stópki w rozmiarze 41. 

I kiedy udaje mi się coś znaleźć (tak jak dziś - 2 pary baletek w idealnym rozmiarze i znośnej cenie, zakupione w doborowym towarzystwie), nagle odkrywam, że tak naprawdę niczym się nie różnię od reszty tak zwanych bab. 
Że i mnie - mnie! wyjątkowej i oryginalnej niewieście o uduchowionym obliczu, wspaniałych pomysłach oraz jaźni oderwanej od przyziemnych problemów tego padołu łez - do szczęścia wystarczają... nowe buty.

Witaj, Nulku, w Krainie Stereotypów. ;-) 

P.S. Cóż, przynajmniej wkraczam do owej krainy w nowych (yes! yes! yes!) butach. :-D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz