Miałam więc wszelkie podstawy do tego, by twierdzić, że szanowny patron epileptyków nie wlezie mi dziś w paradę. I że jakoś przetrwam ten dołujący w gruncie rzeczy dzień, bawiąc się z psem, robiąc zakupy, przygotowując się do urodzin mamy, a wieczór spędzając na oglądaniu starych filmów. Mogło być miło. Po prostu.
Naiwniaczka ze mnie.
Wszystko szło dobrze do momentu, w którym uświadomiłam sobie, że... mam zbyt długie włosy. I przydałoby się - korzystając z okazji, że jestem w pobliżu mojego ulubionego saloniku fryzjerskiego - coś z nimi zrobić, bo następna okazja najwcześniej za miesiąc, a poznańskim fryzjerom nie ufam tak, jak mojej sprawdzonej mistrzyni nożyczek.
No i czar prysł. Ani w piątek (trzynastego!), ani dziś nie udało mi się wcisnąć na tych kilka minut na fotel fryzjerski. Tłumy pań przygotowujących się na randki, bale (w końcu to ostatni weekend karnawału, w dodatku - taki miłosny!), zabawy i wielkie wyjścia zapchały kalendarz w salonie dokumentnie. I nawet mój wrodzony urok osobisty (sic!) nie przydał się tu na nic.
Cóż było robić? Na szczęście jako dziecię wychowane w zakładzie kuśnierskim dość sprawnie posługuję się sprzętami tnącymi. Wygrzebałam więc z szuflady stare, ale wciąż niebiańsko ostre nożyce krawieckie mojej mamy i sama dokonałam dzieła
Zerkam w lustro, kontrolnie, i wydaje się, że jest w porządku: na tyle, na ile może być w porządku, kiedy poniżej grzywki widnieje twarz taka jak moja. Ale grunt, że grzywka, ta ukochana, budząca u większości stylistów fryzur zimne dreszcze grzywka, wyszła (na swój sposób) równo. Będę mieć z nią przynajmniej spokój na jakiś czas.
A później zerkam raz jeszcze, tym razem bardziej bojowo. I myślę: goń się, Walenty! Mogłabym wybaczyć ci jeszcze fakt, że co roku przypominasz mi, że nikt mnie nie kocha. Że nie dla wszystkich na tym pochrzanionym świecie starcza serc. Że coraz mniej wierzę w słowa, które kiedyś napisał Mickiewicz:
Twórca mi dał to serce, choć w codziennym tłumie
Nikt poznać go nie może, bo nikt nie rozumie,
Jest i musi być kędyś, choć na krańcach świata,
Ktoś, co do mnie myślami wzajemnymi lata!
Ale tego, że w ten ponury dzień odebrałeś mi rzadką przyjemność spędzenia kilku chwil w wygodnym fotelu, z miłym wrażeniem, że oto wreszcie to wokół mnie ktoś skacze, to mną ktoś się zajmuje... Oj, tego to ja ci, draniu, długo nie wybaczę!
Goń się, Walenty!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz