niedziela, 6 stycznia 2013

Mój słownik. Edycja 2012


Ha! Dlaczego nikt, ale to nikt nie przypomniał mi o tym, że 2 stycznia minęła rocznica założenia bloga (pomijając fakt, że prawie nikt tych moich wypocin nie czyta)? ;-) Nieładnie... No, ale sama też muszę się pokajać, moje życie toczy się ostatnio w tak cudownie szybkim tempie, że nie miałam czasu pomyśleć o tym odpowiednio wcześnie. I jest to najlepsza, najprzyjemniejsza z możliwych wymówek!

Jednak - mimo tej wpadki kalendarzowej - przyznaję, że nie umiałabym już żyć bez pisania tutaj. Nie tylko dlatego, że uzewnętrznianie się w tej formie przynosi ulgę i pozwala uporządkować galopadę myśli w głowie, ale też dlatego, że pozwala zachować giętkość palców. Oczywiście tę metaforyczną, związaną z łatwością formułowania myśli. Od kiedy tworzę "Anulowe zapiski", idzie mi to znacznie szybciej i naturalniej - dotykam klawiatury i po prostu: odpływam... :)

Ale dziś - zamiast zwierzeń - znajdzie się tutaj coś w rodzaju podsumowania. Ot, taki mój mały słowniczek, gromadzący w kolejności alfabetycznej najważniejsze hasła, które towarzyszyły mi w 2012 roku. Kto wie, może znajdziecie tu coś... o sobie? ;-) Zapraszam do lektury i ewentualnej dyskusji. :-)

MÓJ SŁOWNIK
EDYCJA 2012


* * *

A

Afery - hasło roku, niewątpliwie. Rozkręciłam ich w tym roku kilka, a najbardziej medialne okazały się sprawy przychodni na Szwedzkiej (to jeden z nielicznych powodów, które sprawiają, że cieszy mnie wyprowadzka z Krakowa - nie będę już musiała martwić się tym przeklętym miejscem na mapie miasta...) oraz niesławnej Fundacji Benefac. Nie żałuję, że się odezwałam. Niewiele mogę zdziałać sama w sprawach, które mnie wkurzają, ale jeśli istnieje choć cień szansy na nagłośnienie problemu i - być może - rozwiązanie go, to nie zamierzam siedzieć cicho. Nigdy. Spodziewajcie się tego. :-)


Auto - 2012 rok zapisze się w mojej pamięci również jako rok ostatecznego rozstania z Białą Strzałą. 10 lat. Mój najdłuższy i najpiękniejszy związek. Zostały mi po niej tablice rejestracyjne, które w poniedziałek muszę oddać do urzędu. I misiek, który dumnie rozsiadał się pod przednią szybą. No i moc wspomnień. Dobranoc, Biała Strzało.



B


Bezrobocie - pod tym hasłem upłynęła mi druga połowa roku. W połowie lipca rozstałam się z wydawnictwem i - po początkowym lekkim szoku - doszłam do wniosku, że bynajmniej nie stała mi się krzywda (pomijając fakt, że szefowie wysługiwali się mną, a później mieli pretensje, że nie nadążam z wykonywaniem własnych obowiązków, zajęta spełnianiem ich zachcianek, no ale...). Odpoczęłam, przeprowadziłam niezbędne remonty w domu rodziców, pomogłam w zbiorach wiśni, wyspałam się, ogarnęłam nieco zaległych spraw... i powoli dojrzewałam do rozstania z Krakowem. Fakt, kiedy zabrałam się za szukanie pracy na poważnie, okazało się, że powrót do gry wcale nie będzie taki łatwy. Ale w ostatecznym rozrachunku wyszło mi to na dobre. Zaczynam nowy - poznański - etap życia, wypoczęta (no, pomijając trzy koszmarnie męczące wycieczki do Krakowa w ostatnich dniach starego roku), pełna energii i nadziei na to, że 2013 rok przyniesie mi dla odmiany coś dobrego. :-) 


Blogowanie - jak już wspomniałam we wstępie, jestem uzależniona. Wystarczył rok, bym całkowicie zmieniła zdanie na temat prowadzenia wirtualnego pamiętnika. W końcu przez ponad 27 lat unikałam tej formy wywnętrzania się całkiem skutecznie... Dziś nie wyobrażam sobie, bym mogła nie pisać. Miewam przerwy, kaprysy czy chwile, w których po prostu nie mam siły na dotknięcie klawiatury, ale zawsze wracam. I znów zaczynam przetwarzać to, co widzę, na znaki.

C


Cyganeria - takim "znakiem jakości" mogłabym opatrzyć większość moich ubiegłorocznych wyczynów. Wyjazdy, przemieszczanie się, ciągły ruch, trwanie w niewiedzy co do własnej przyszłości, odsuwanie od siebie kluczowych decyzji... Ale dość tego. W rozpoczynającym się właśnie roku cygańską chcę mieć tylko fantazję!

Cierpliwość - cóż, tu nic się nie zmieniło. Wciąż nią nie grzeszę. ;-) Chcę wszystkiego. Już. Zaraz. Natychmiast. I basta.


D

Dom - w 2012 roku wciąż miotałam się między dwoma domami: w Krakowie i w Grodzisku. Między wizjami: moją i moich rodziców. Nie muszę wspominać, iż różnią się one istotnie... Pod koniec roku do gry wkroczył jeszcze Poznań. I wygląda na to, że i tam się zadomowię. :-) Nie tracąc ani Grodziska, bo jest mi tam teraz bliżej, ani Krakowa - bo wciąż mam tam domy moich przyjaciół, w których jestem mile widziana.


Dzieci - zaroiło się od nich w gronie bliższych i dalszych znajomych. Te najkochańsze, najbliższe - Ignaś i Magda - rosły niemal na moich oczach. Oby udało mi się je obserwować i w tym roku - choćby z nieco dalszej odległości... 

E

E-czytajka - to była prawdziwa rewolucja! Nulek, zdecydowany przeciwnik elektronicznych książek, został najzwyczajniej w świecie wrobiony! I to w swoje urodziny! Nie miałam pojęcia, że w prezencie urodzinowym grono moich zwariowanych znajomych z Klubu Wysokich ofiaruje mi "Kundelka", czyli czytnik. I że w trybie ekspresowym przekonam się, jak wygodna jest ta zabawka, nie tylko w podróży. :-) Dziś nie wyobrażam sobie życia bez mojej e-czytajki. A na 2013 rok zgromadziłam już niezły zapas elektronicznych lektur!


F


Fotografia - w moim komputerowym archiwum rok 2012 przedstawia się imponująco - setki fotek z Krakowa, wyjazdów, imprez, mnóstwo zdjęć moich kulinarnych i kubkowych wyczynów... Uwielbiam robić zdjęcia. Uwielbiam uwieczniać to, co kocham - choć absolutnie się na tym nie znam i w tej dziedzinie od lat pozostaję dyletantką.

Oby tylko mój mały, czerwony aparacik (ewentualnie - całkiem przyzwoity aparat w telefonie komórkowym) sprostał podobnym wyzwaniom także i w tym roku - w końcu po przeprowadzce mam mnóstwo miejsc do pstryknięcia w Wielkopolsce. :-) 

G

Gotowanie - to był też rok kulinarnych wyzwań i zabaw. Udoskonaliłam hurtową produkcję ciastek orkiszowych przy okazji Targów Wydawców Katolickich, dopracowałam kolekcję przepisów na pierniki, uczę się powoli robić sałatki, których wcześniej nie znosiłam, a od czasu do czasu sprawdzam też swoje możliwości w konkursach kulinarnych - i nawet czasem udaje mi się w niektórych z nich zaistnieć. I pomyśleć tylko, że jeszcze 8 lat temu nie umiałam gotować... ;-)


H

Humory  bywały najróżniejsze. Zdarzały mi się chwile, w których musiałam znikać - z oczu wszystkich moich przyjaciół. Niekiedy te chwile zmieniały się w tygodnie. Może to skrajny objaw egoizmu, a może po prostu pierwotny instynkt, potrzeba leczenia ran w samotności... Ale przecież zawsze wracałam, prawda? Nie miejcie mi więc za złe, że znikam. Czasami po prostu muszę pobyć sama ze sobą. Nawet ja. ;-)


I


Imprezy i spotkania - ho, ho, było ich kilka w 2012 roku. Wyborne imprezy przebierane (byłam w tym roku m.in. mąką tortową z Biedronki, czarną wdową i elegantką żywcem przeniesioną z lat 20. XX wieku...), tańce, hulanki, swawole w Krakowie, Wrocławiu, Poznaniu, Wiśle i Lublinie... Poznawałam nowych ludzi, utrwalałam relacje z tymi, których już od jakiegoś czasu mam w gronie znajomych, a nade wszystko - bawiłam się wybornie! Nie zawsze głośno, nie zawsze na parkiecie - bo zdarzały mi się też spokojne, dobre wieczory przy winie, grach towarzyskich i pogaduchach... Nie wspominając o tym, że obsługa mojej ulubionej Omerty na Kazimierzu zaczęła po jakimś czasie rozpoznawać mnie po głosie. ;-) 

Roku 2013 - przed Tobą ogromne wyzwanie: musisz okazać się pod tym względem jeszcze lepszy! :-)

J


Jaś Wędrowniczek - oj, mój wewnętrzny Jaś Wędrowniczek miał w tym roku używanie! Najpierw w świętej pamięci Białej Strzale ujeżdżałam po Polsce, docierając do skansenu w Tokarni, do Zawoi, do Wrocławia i Grodziska, a najczęściej: do Nowej Huty! ;-) Później - po śmierci hamulców w moim ukochanym autku, przesiadłam się do komunikacji publicznej... Koniec roku zastał mnie z kolei za kierownicą Passata pożyczonego od mojego kuzyna. Ha! Jeździło się! Zwiedzało! Połykało się kilometry! Mam tylko cichą nadzieję, że 2013 rok przyniesie mi też kilka ciekawych wypraw i nowy samochód, którym będę mogła swobodnie eksplorować Poznań, Wielkopolskę i cały kraj. :-) 


Jedzenie - smaczny to był rok, przyznaję. I nie mówię tu tylko o mojej kuchni, ale i o różnych okazjach do próbowania nowych i dobrych rzeczy u znajomych tudzież w rozmaitych knajpkach. Nie jestem kulinarną burżujką, nie rozróżniam smaku mięsa kurczaka hodowanego na wybiegu od tego, który musiał całe życie przesiedzieć w klatce, a ponadto uważam, że w Biedronce można kupić znakomite w smaku wino. Ale przyznaję, uwielbiam poznawać nowe smaki i w tym roku udało mi się ich kilka odkryć. Przekonałam się do serów pleśniowych, oswoiłam nieco krewetki (choć wciąż nie umiem spojrzeć im w oczka...) i sushi. No i niczym się nie zatrułam, co też należy uznać za sukces. ;-)

K


Kraków - gdyby rok temu ktokolwiek powiedział mi, że wyprowadzę się z Krakowa i nie uronię z tego powodu ani jednej łzy, byłabym co najmniej zaskoczona. A jednak - stało się, i to w takim tempie, że jeszcze nie zdążyłam się przestawić i wciąż mylę Poznań z Krakowem. Zaczynam już jednak tęsknić, to zresztą naturalne po ponad 8 latach życia w pięknym, nieco zwariowanym grodzie nad Wisłą, pod niebem pokrytym smogiem i w sąsiedztwie smoka pokrywającego się patyną. Na szczęście żyję ze świadomością, że zawsze będę miała do kogo wracać w Krakowie - i że już niebawem wybiorę się na pierwszą taką wspomnieniową wycieczkę, o ile oczywiście ktoś z przyjaciół zechce przygarnąć kropka...


L

Lektury - nie brakowało mi w 2012 roku czasu na lektury. Wróciłam do starych przyjaciół, takich jak Schulz, Mann i Christie, zakochałam się w skandynawskich kryminałach, odkryłam kilka ciekawych nowości... Zaczytywałam się w książkach o PRL i dwudziestoleciu międzywojennym, przebrnęłam przez kilka części Gry o tron, wróciłam do Balzaka po kilku latach przerwy (tytuł pierwszej po powrocie lektury - ha! - Kobieta trzydziestoletnia, znaczące...), ba, przeczytałam nawet 50 twarzy Grey'a i nabrałam wstrętu do "mojej wewnętrznej bogini"! No i poszerzyłam moją kolekcję Schulzianów o Księgę obrazów, na którą czekałam od miesięcy. Było dobrze. Bardzo dobrze. A tyle jeszcze książek przede mną...


Ł


Łagiewniki - w moim słowniku figuruje już wprawdzie Kraków, jednak Łagiewniki zasługują na wyodrębnienie - nie tylko ze względów geograficznych (leżą wszak po drugiej stronie Wisły i zawsze - podobnie jak całe Podgórze - wydawały się ciut oddalone od serca miasta, bijącego gdzieś między Rynkiem, Wawelem a Kazimierzem. Na łagiewnickiej górce, w połowie drogi między świątynią rozpusty, czyli Bonarką, a świątynią duchowości, czyli Sanktuarium, przeżyłam 2 i pół roku. Zdarzały się gorsze (gdy mieszkałam tam z kimś, kto nie zasługiwał na zaufanie) i lepsze (np. kiedy miewałam cudnych gości) chwile, ale zawsze wiedziałam, że mam dokąd wrócić, że gdzieś tam na III piętrze czeka na mnie mój ulubiony kąt na cmok-kanapie, w ciepłym kręgu światła lampy i z półkami pełnymi książek tuż nad głową. Nawet jeśli do tego kąta trzeba było po nocach wracać, mówiąc po krakowsku, na nogach, bo żaden szanujący się autobus nie zapuszczał się przecież po 23.00 w rejony ulicy Starego Zboczeńca Fredry (zresztą w dzień autobusy linii 133 i 155 też kursowały tamtędy nieczęsto).

Ach, Łagiewniki! Niemal absolutny brak sklepów, tłumy staruszek kursujących w niedzielny poranek na "mszę z kamerą", genialna pizzeria przy Uroczej, domy przypominające mi rodzinne strony. Miasto w mieście, pół-prowincja w cieniu wieży przypominającej oko Saurona. Dobrze mi tam było. Ale też dobrze było ruszyć w nowe miejsce, odkrywać nowe szlaki i nowe dzielnice nowych miast. :-) 

M


Malowanie - w 2012 roku przekonałam się, że jeśli idzie o malowanie, nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych. ;-) I nieważne, czy trzeba popaćkać kolejny kubek lub filiżankę, czy sufit w kuchni, łazienkę, czy też ozdobić świąteczne pierniczki... 


Muzyka - czasami mam wrażenie, że moje życie to film z nieustającym nawet na chwilę podkładem muzycznym. Raz przygrywa mi Turnau, raz Dyjak, od czasu do czasu pojawia się coś z rocka, lekkiego popu lub klasyki... Refreny, zwrotki i melodie na każdą okazję, dobrą czy złą. A od 21 grudnia - dnia, w którym skończył się mój świat i zaczęła nowa, poznańska epoka - brzmi mi w głowie Gossip i Move in the right direction. Oby ten refren towarzyszył mi jak najdłużej, na zmianę z Tangiem nadziei Turnaua i Samym pięknem Kondraka. :-)

N


Nadwaga - taaak, nadwyżkowe kilogramy towarzyszyły mi w tym roku wytrwale. Ale czuję, że 2013 rok przyniesie tu pewne zmiany, bo mam w pracy sporo biegania i mało czasu na podżeranie czegokolwiek. ;-)


Nadzieja - bywały w ubiegłym roku momenty, że uciekała sobie gdzieś na kilka dni lub tygodni. Ale zawsze wraca, uparta bestia. W tym roku przytrzymam ją u siebie na dłużej. Może nawet znajdzie się jakaś smycz? ;-)

O


Odległości - wyspecjalizowałam się w tym roku w pokonywaniu dystansów dużych i małych. Pomagała mi w tym nie tylko kochana Biała Strzała, z którą przeżyłam m.in. mrożącą krew w żyłach przygodę pod Tokarnią czy też koszmarny rajd po oblodzonej drodze pod Babią Górą... A wyprowadzka z Krakowa i 3000 km pokonane w 3 dni? A nocne podróże pociągami na trasie Grodzisk - Kraków - Grodzisk? 

Jednak nie chodzi tylko o odległości liczone w banalnych, ziemskich kilometrach. To również kwestia dystansów międzyludzkich. Zadziwiające, jak to się wszystko poukładało. Zbliżyłam się do osób, których nie podejrzewałam nawet o podobne podejście do życia. Umocniłam relacje z przyjaciółmi. No i kilka osób zawiodło mnie boleśnie - tu dystans się zwiększył, w jednym wypadku nawet znacznie. Jak to przeliczyć na obowiązujące powszechnie odległości?

P


Porządki - udało mi się w tym roku wprowadzić ład w wiele życiowych spraw. Ale mniejsza o to, moim największym osiągnięciem okazało się zmuszenie mamy do przeprowadzenia wielkich porządków w kuchni! A w 2013 roku nastąpi na pewno ciąg dalszy prac porządkowo-remontowych. Mam już niecny plan i dobrane kolory!


Poznań - moje nowe miasto przyjęło mnie nad wyraz ciepło. Kiedyś, dawno temu, tuż po liceum, uciekłam na studia do Krakowa, bo Poznań z wielu względów był zbyt blisko. Dziś ten dystans oceniam już inaczej. Przestała mi przeszkadzać bliskość rodzinnego domu. A w moim sercu znajdzie się miejsce i dla krztuszącego się smogiem krakowskiego smoka, i dla rezolutnych poznańskich koziołków. ;-)

Przeprowadzka - zadomowiłam się na łagiewnickiej górce, przyznaję. Jednak od lipca narastało we mnie przekonanie, że chyba nadchodzi czas na kolejną przeprowadzkę. W Krakowie zaliczyłam ich w sumie 8 - po jednej na każdy rok spędzony w tym mieście. Myliłby się jednak ten, kto uznałby, że z takim doświadczeniem okażę się mistrzynią przenosin. Pod koniec roku, kiedy już wiedziałam, że nowy rok rozpocznę w stolicy Wielkopolski, byłam przekonana, że w krakowskiej kawalerce zostało już niewiele rzeczy bo większość zdołałam wywieźć, i w związku z tym przewiezienie reszty nie nastręczy mi większych trudności. Ha! Naiwność! Na szczęście po 3 dniach jeżdżenia w tę i z powrotem udało mi się po raz kolejny przenieść swoją egzystencję w nowy wymiar. Oby na dłużej, bo - przyznaję - jestem już ciut zmęczona tymi przenosinami...

Przyjaciele - byli. Są. I - mam nadzieję - będą ze mną. Chyba nic więcej nie muszę dodawać.


R

Rodzina - im jestem starsza, tym częściej przekonuję się, że wcale nie jest tak źle mieć ich pod ręką i po swojej stronie. Ale - mimo wszystko wolę zachować pewien dystans. Powiedzmy 52 kilometry. ;-) 


S


Samodzielność - wciąż cierpię na zosiosamosizm. Ale pozwoliłam mojemu tacie poskręcać półki w nowym mieszkaniu (choć wcześniej musiałam mu pokazać, JAK ma je skręcić, bo się nieco pogubił...). Robię postępy? ;-)


Samotność - tak, tak, wciąż jestem starą panną bez większych widoków na zmianę tego stanu w przyszłości. I chociaż grono ludzi, których kocham i którzy kochają mnie, wcale nie jest małe, to jednak wciąż istnieje w moim życiu pewna luka. I - nie oszukujmy się - niełatwo będzie ją wypełnić "wartościowym materiałem"... Może po prostu tak już musi być? W końcu lepiej być samotną, niż męczyć się całe życie z pierwszym lepszym egzemplarzem faceta tylko po to, by móc wreszcie pochwalić się znajomym złotym GPS-em na palcu... Dziękuję, aż tak zdesperowana nie jestem. ;-) 

T


Teatr - w 2012 roku udało mi się kilka razy pójść do teatru. A pod koniec roku okazało się, że będę tam bywać znacznie częściej. I to służbowo. :-D

Tożsamość - w 2012 roku miałam sporo zagwozdek związanych z tym zagadnieniem. Kim jestem? Krakowianką? Grodziszczanką? Człowiekiem bez korzeni? Może 2013 rok przyniesie choć strzępek odpowiedzi na te pytania. Bo szukanie - w moim wieku - robi się coraz bardziej męczące...


U

Urodziny - impreza roku i moje pożegnanie z Krakowem, choć bywałam w nim jeszcze kilka miesięcy po tym wrześniowym "evencie". Tańce, hulanki, swawole, bicie rekordu w liczbie nocników w mojej łagiewnickiej dziupli, mały tłum na sobotnich tańcach w "Pozytywce" i zakończenie szalonego tygodnia z przyjaciółmi w Poznaniu... może to był znak, że wylądowałam na koniec właśnie w tym mieście? ;-)


W


Wiedźmy - w tym roku nie udało mi się spotkać ich wszystkich w jednym miejscu i jednym czasie. Ale widywałam się z nimi na raty i mam nadzieję nadal to robić, choć odległość nieco mi to pewnie utrudni. Wciąż jednak będziemy czarować. Bo magia nie znika, nawet na największą odległość. 


Wiersze - także ten odnaleziony - były dla mnie w tym roku niemal tak ważne, jak muzyka. A jeden, zaginiony, udało mi się nawet po latach odnaleźć...

Y

Yyyy... - co tu wpisać? Niechaj to będzie miejsce na wszystko to, co nie zmieściło się w innych hasłach mojego słownika. Dopowiedzcie sobie sami, co tam chcecie. ;-)


Z


Zaległości - sporo nadrobiłam, zwłaszcza tych książkowych i filmowych. Podszkoliłam się w gotowaniu, nadrobiłam nieco spotkań towarzyskich, spełniłam kilka marzeń, zrobiłam trochę remontów i porządków. Ale wciąż wisi mi nad głową sporo spraw do załatwienia. Może 2013 rok zamknę z lepszym wynikiem? No i - pocieszam się - przynajmniej wciąż mam po co żyć: muszę nadganiać, nadrabiać i uzupełniać swoje braki. Lepszy taki powód, niż żaden, prawda? ;-)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz