Wygląd to jednak w tym wypadku rzecz drugorzędna (choć podobno je się przede wszystkim oczami). Najważniejsze, że ten "psi wypiek" łączy w sobie niewysłowioną delikatność wilgotnego ciasta drożdżowego i orientalny aromat cynamonu - dwie cechy, które w ciastach kocham chyba najmocniej. Toteż bez zbędnych wstępów - zapraszam do lektury nowego przepisu. Tym razem przed Wami...
DROŻDŻOWY (P)ODRYWANIEC
czyli cynamonowe fałdki na słodko
Składniki na ciasto:
400 g mąki tortowej
20 g świeżych drożdży
150 ml mleka
50 g cukru
2 jaja
50 g masła
0,5 łyżeczki soli
Składniki na nadzienie:
2 czubate łyżeczki cynamonu
garść rodzynek
100 gram cukru typu Dry Demerara
50 g masła
tłuszcz do posmarowania formy
Przygotowanie:
W niewielkim rondlu topimy masło i odstawiamy do wystudzenia. Drożdże kruszymy, mieszamy z łyżką cukru, podgrzanym mlekiem oraz 2-3 łyżkami mąki, aż masa osiągnie konsystencję gęstej śmietany. Odstawiamy zaczyn do wyrośnięcia na jakiś kwadrans (przykrywamy go, rzecz jasna, czystą ściereczką).
Resztę mąki łączymy w dużej misce z resztą cukru, jajami, solą i roztopionym oraz wystudzonym masłem. Dodajemy zaczyn, wyrabiamy ciasto, aż osiągnie elastyczność. Przykrywamy i odstawiamy w ciepłe miejsce, aż podwoi objętość.
Masło na nadzienie topimy i lekko studzimy.
Formę keksową smarujemy tłuszczem.
Wyrośnięte ciasto wałkujemy na duży prostokąt. Smarujemy roztopionym masłem (zostawiamy odrobinę na później), sypiemy cukrem wymieszanym z cynamonem (i również zostawiamy odrobinę na później). Kroimy blat ciasta na 6 równych pasków, które następnie nakładamy na siebie i znowu tniemy (w poprzek) na sześć krótkich pasków, które następnie umieszczamy w keksówce "na sztorc", czyli cięciem do góry.
Formę przykrywamy i ponownie odstawiamy pod przykryciem do wyrośnięcia, a kiedy to już nastąpi, smarujemy resztką roztopionego masła, posypujemy resztką cynamonowego cukru i wsadzamy do piekarnika nagrzanego do 170 stopni Celsjusza. Ciasto musi w nim spędzić jakieś 30 minut, przy czym pod koniec - gdy już mocno się zrumieni - warto przykryć je folią aluminiową, żeby nie spiekło się zanadto (ja o tym zapomniałam i efekty widać na zdjęciach).
A później - jak pisał pewien wieszcz:
Ach sowy, puchacze, kruki - szarpajcie ciało na sztuki!
Przyznaję, trudno się od tego powstrzymać, bo drożdżowy (p)odrywaniec nikogo nie pozostawi obojętnym. ;-) Smacznego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz