Uczepiłam się tej liczby nie bez powodu. Nieco ponad 15 lat temu w moim - a raczej: w życiu mojej rodziny pojawiła się biało-czarna i bardzo puchata kulka. Czarny łepek, błyszczące oczka, zawadiacko przekrzywione ucho i cztery niezgrabne łapki, ledwo dające sobie radę z utrzymaniem w równowadze ciała zakończonego poruszającym się non stop ogonkiem...
Nuki. Nasz pierwszy i - prócz Aksy, która jednak należy już wyłącznie do mnie - jedyny pies. Kochany podwórzowiec o złotym sercu i niespożytej energii. Kiedy był mały, spotkani na ulicy ludzie śmiali się, że mam na smyczy miniaturkę bernardyna. Kiedy podrósł, na szczęście nie osiągnąwszy rozmiarów, które usiłowano mu wmówić, z psa "pokazowego", "spacerowego", stał się wiernym stróżem naszego domu.
Ileż ja chwil spędziłam, wpatrując się w te brązowe, poczciwe oczy i myśląc, że to jedyne stworzenie w okolicy, które mnie jako-tako rozumie... Ile było zabawy przy każdej psiej kąpieli... I tylko ten czarny pyszczek siwiał z roku na rok coraz bardziej. I tylko oczy z roku na rok ślepły, aż w końcu zupełnie przestały się przydawać, ustępując nosowi, łapom i psiej intuicji...
Jeszcze kilka dni temu opowiadałam o nim jednemu ze znajomych aktorów, który sam ma w domu psiego emeryta. Mówiłam, jak dzielnie radzi sobie nasz staruszek - mimo utraty sił i wzroku.
Dziś tego staruszka już nie ma.
Dziś wczesnym wieczorem Nuki powlókł się do swojego ulubionego schronienia pod schodami, w którym zawsze przeczekiwał upały. Zaskamlał cicho kilka razy - zdarzało mu się tak marudzić od czasu do czasu. Ale tym razem nie marudził. Umarł.
Odszedł cicho i niekłopotliwie - tak jak żył, biedny, kochany emeryt.
A za nim równie cicho zamknęły się drzwi tej piętnastoletniej epoki, nazwanej tu dla uproszczenia: moją młodością.
Zostałam po złej stronie.
Mój Bemolek odszedł dokładnie rok temu, bez jednego dnia, też miał, Kochany, 15 lat i był NAJKOCHAŃSZYM i NAJMĄDZRZEJSZYM PIESKIEM NA ŚWIECIE. Gdy pochowałyśmy Bemolka i wróciłyśmy do domu, weszłyśmy na taras, nagle z bezchmurnego nieba zapadał deszcz, a na niebie pojawiła sie tęcza...Wiesz, że mówi się, że zwierzęta po śmierci idą za tęczowy most... To było niesamowite.
OdpowiedzUsuńAż mi się łza w oku zakręciła...Utrata psa boli bardzo, zwłaszcza jeśli Ci towarzyszył przez tyle lat. Śliczny był. Teraz sobie biega po łąkach wiecznie zielonych a wiatr mu uszy rozwiewa...
OdpowiedzUsuń