sobota, 22 czerwca 2013

Koniec epoki

Epoka to - według słownika - okres stanowiący jeden z etapów dziejowych. Czy 15 lat zasługuje już na takie określenie, czy może należałoby się z tym powstrzymać, zanim czas łaskawie nie dopisze na końcu jeszcze kilku nobliwych zer? W odniesieniu do znanych nam z historii epok piętnastolecie przedstawia się nader marnie. Z drugiej strony to jednak ponad połowa mojego życia, jeśli więc weźmie się pod uwagę ten punkt odniesienia, rzecz nabiera zupełnie innego wymiaru.

Uczepiłam się tej liczby nie bez powodu. Nieco ponad 15 lat temu w moim - a raczej: w życiu mojej rodziny pojawiła się biało-czarna i bardzo puchata kulka. Czarny łepek, błyszczące oczka, zawadiacko przekrzywione ucho i cztery niezgrabne łapki, ledwo dające sobie radę z utrzymaniem w równowadze ciała zakończonego poruszającym się non stop ogonkiem... 

Nuki. Nasz pierwszy i - prócz Aksy, która jednak należy już wyłącznie do mnie - jedyny pies. Kochany podwórzowiec o złotym sercu i niespożytej energii. Kiedy był mały, spotkani na ulicy ludzie śmiali się, że mam na smyczy miniaturkę bernardyna. Kiedy podrósł, na szczęście nie osiągnąwszy rozmiarów, które usiłowano mu wmówić, z psa "pokazowego", "spacerowego", stał się wiernym stróżem naszego domu. 

Ileż ja chwil spędziłam, wpatrując się w te brązowe, poczciwe oczy i myśląc, że to jedyne stworzenie w okolicy, które mnie jako-tako rozumie... Ile było zabawy przy każdej psiej kąpieli... I tylko ten czarny pyszczek siwiał z roku na rok coraz bardziej. I tylko oczy z roku na rok ślepły, aż w końcu zupełnie przestały się przydawać, ustępując nosowi, łapom i psiej intuicji...


Jeszcze kilka dni temu opowiadałam o nim jednemu ze znajomych aktorów, który sam ma w domu psiego emeryta. Mówiłam, jak dzielnie radzi sobie nasz staruszek - mimo utraty sił i wzroku. 

Dziś tego staruszka już nie ma.
Dziś wczesnym wieczorem Nuki powlókł się do swojego ulubionego schronienia pod schodami, w którym zawsze przeczekiwał upały. Zaskamlał cicho kilka razy - zdarzało mu się tak marudzić od czasu do czasu. Ale tym razem nie marudził. Umarł.

Odszedł cicho i niekłopotliwie - tak jak żył, biedny, kochany emeryt.
A za nim równie cicho zamknęły się drzwi tej piętnastoletniej epoki, nazwanej tu dla uproszczenia: moją młodością.

Zostałam po złej stronie.

2 komentarze:

  1. Mój Bemolek odszedł dokładnie rok temu, bez jednego dnia, też miał, Kochany, 15 lat i był NAJKOCHAŃSZYM i NAJMĄDZRZEJSZYM PIESKIEM NA ŚWIECIE. Gdy pochowałyśmy Bemolka i wróciłyśmy do domu, weszłyśmy na taras, nagle z bezchmurnego nieba zapadał deszcz, a na niebie pojawiła sie tęcza...Wiesz, że mówi się, że zwierzęta po śmierci idą za tęczowy most... To było niesamowite.

    OdpowiedzUsuń
  2. Aż mi się łza w oku zakręciła...Utrata psa boli bardzo, zwłaszcza jeśli Ci towarzyszył przez tyle lat. Śliczny był. Teraz sobie biega po łąkach wiecznie zielonych a wiatr mu uszy rozwiewa...

    OdpowiedzUsuń