poniedziałek, 26 stycznia 2015

Z WIEDŹMOWEJ KUCHNI: słodkie lekarstwo ;-)

Już kiedyś pisałam o tym (tutaj), że nie rozumiem fenomenu poniedziałku jako dnia, na który obowiązkowo trzeba sobie ponarzekać. Przecież ludzie zazwyczaj lubią początki - w przeciwnym razie skąd wziąłby się pomysł hucznego świętowania Nowego Roku? A mimo to na nieszczęsnych poniedziałkach ciąży fatalne odium, psując im opinię na całym świecie. U jednych wywołują bóle głowy, u innych - ataki chandry lub wybuchy złości... Za co? No, za co im się tak obrywa?

A przecież na poniedziałkowy ból głowy wystarczy zażyć aspirynę. :-) Na szczęście jakiś czas temu znalazłam przepis na domową wersję tego genialnego i wszechstronnego specyfiku, który skutecznie uleczy najgorsze poniedziałkowe (i nie tylko) przypadłości. Chcecie? No to przeczytajcie, jak przygotować aspirynki we własnej kuchni...





ASPIRYNKI
czyli słodkie lekarstwo na poniedziałkowe bóle

Składniki:

350 g mąki
250 g masła
3 żółtka
2 łyżki kwaśnej śmietany 18%
szczypta soli

3 białka
cukier puder

dowolny gęsty dżem - u mnie: powidła z piekarnika (przepis tutaj)



Przygotowanie:

Przesianą mąkę łączymy z masłem i siekamy. Następnie dodajemy pozostałe składniki (żółtka, śmietanę, szczyptę soli) i zagniatamy z tej mieszanki ciasto. Jeżeli ciasto wyjdzie zbyt suche, można dodać jeszcze łyżkę lub dwie masła. 

Chłodzimy w lodówce przez co najmniej 60 minut.

W tym czasie z białek i cukru pudru kręcimy lukier.

Po odpowiednio długim leżakowaniu wałkujemy ciasto na grubość ok. 5 mm i wycinamy z niego dowolne kształty - albo klasyczne okrągłe ciacha w formie tabletek właśnie (nada się do tego dowolny niewielki kieliszek), albo cokolwiek innego, co tylko przyjdzie nam do głowy. Ja zaszalałam z aniołami, bo piekłam porcję testową w okolicach Świąt, no a poza tym - skoro po 3 dekadach nędznego żywota dorobiłam się w końcu foremki w kształcie anioła, to zamierzam jej (nad)używać, aż mi się znudzi, o! ;-)

Wycięte ciastka układamy na blasze wyłożonej papierem do pieczenia i smarujemy lukrem.



Pieczemy w temperaturze ok. 180 stopni Celsjusza (przy włączonym termoobiegu) przez około 15-20 minut. Uwaga, lukier może odstawać, jeśli jest zbyt rzadki lub ciasteczka są zbyt grube (odkształcają się przy pieczeniu, myślę, że to kwestia treningu - moje też się za pierwszym razem poodkształcały, co widać na zdjęciach).

Po wystudzieniu sklejamy po dwa ciastka dżemem i... odstawiamy na jeden dzień, żeby się "przegryzły". No, ok. Wiem, że trudno się powstrzymać. Ale przynajmniej spróbujcie nie zjadać wszystkich od razu, bo po odczekaniu 24 godzin są znacznie smaczniejsze! ;-)

Polecam - te słodkości odgonią daleko wszelkie schorzenia wywołane nadmierną poniedziałkowością świata. :-)

P.S. Ciasto nie zawiera cukru, wychodzi dość wytrawne (ale dosładza je warstwa lukru). Jeśli wolicie wersję słodszą, wystarczy dodać kilka łyżek cukru pudru, odrobinę zwiększając porcję masła.

Smacznego!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz