Ludzie boją się sypiać w nocnych pociągach. Wsiadają do nich niepewni, przestraszeni legendami o złodziejach zaopatrzonych w gaz usypiający i inne niebezpieczne środki. Nerwowo rozkładają walizki na półkach, przyciskają do piersi saszetki z pieniędzmi i zastygają na swoich miejscach, wpatrzeni w groźne oczy nocy, czasami odgradzając się od nich książką lub słuchawkami pełnymi muzyki dnia. Niekiedy ratują się rozmową, odganiając sen żartami, anegdotami lub plotkami. Oszukują czas, racząc się kanapkami przeznaczonymi na śniadanie. Blefują nieudolnie - byle nie zasnąć...
A przecież nocy trzeba chociaż trochę zaufać i poddać się jej prawom. Czy to aż tak trudne? Wtedy pociąg - jak kołyska mknąca przez ciemność - przeniesie nas bezpiecznie na drugą stronę - prosto w poranek, obdarowując po drodze snami godnymi cesarza albo cesarzowej...
W pociągach nigdy nie śnią mi się koszmary. Otulona granatowym jak nocne niebo kocem (wożę go ze sobą zawsze, gdziekolwiek się udam) zapadam się w sny pełne kolorów, opasane tęczą i podbite ciepłym futrem wyobraźni. Rzeczywistość rozgałęzia się w nich jak czas w opowiadaniach Brunona Schulza, wyradza się, ewoluuje na moich oczach i iskrzy możliwościami. Wędruję przez światy, przeskakując z jednej rzeczywistości w drugą, plącząc tory i nie martwiąc się tym zupełnie. Miewam skrzydła. Miewam szczęście. Miewam domy.
Każdy z tych cygańskich snów, snutych wyłącznie w podróży, oznacza w moim prywatnym senniku coś dobrego i pięknego. Zupełnie jakby miały mi one kompensować niewygody i trudy przemieszczania się przez świat, twardą kanapę w pociągu, przeciągi, hałasy, opóźnienia... Ot, takie wróżby prosto z głowy - na przyszłość, która czeka przy stacji końcowej. Nieważne, że się nie spełnią, że ich jedynym celem jest krótki, efemeryczny i kolorowy żywot w mojej kołyszącej się w rytmie podróży głowie... Są po cygańsku piękne i tęskne, wielobarwne, rozdzwonione i rozśpiewane...
P.S. Piosenka nie do końca na temat - ale i tak ją lubię...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz