Drogi święty Mikołaju
dla tych mniej grzecznych i zbłąkanych,
dla niewiedzących, co ze sobą zrobić,
dla tych, co tylko połowicznie wierzą, że istniejesz,
ale wciąż mają nadzieję cichutką jak noc grudniowa...
Wiem, że jak zwykle odzywam się do Ciebie w ostatniej chwili, półprzytomna, w krótkiej przerwie między zdobieniem kolejnej porcji pierników (w tym roku robimy je z mamą w ilościach iście hurtowych - przyjdź, może się załapiesz... i nie, nie jest to próba wręczenia korzyści majątkowej, nie wzywaj CBA) a próbą przespania choć kilku godzin przed jutrzejszą rozmową kwalifikacyjną w sprawie pracy.
Wiem, że jestem już dużą dziewczynką i prezenty powinnam fundować sobie sama (tak, kupiłam sobie ten najnowszy album z grafikami Brunona Schulza, możesz go skreślić z mojej listy, jeśli jeszcze tego nie dokonałeś).
Wiem, że tak naprawdę wcale nie byłam grzeczna: klęłam jak szewc, zapominałam o przyjaciołach, znikałam na długie tygodnie, imprezowałam do utraty tchu, obijałam się haniebnie, zamiast zająć się czymś sensownym, prowadziłam wybitnie niezdrowy tryb życia (pierniczki oskarżam o współudział!), nie wspominając o tym, że wciąż jeszcze się nie ustatkowałam, mimo szczerych chęci...
Tak, ja to wszystko wiem.
Ale i tak proszę, przyjdź.
Zjaw się tej nocy przy moich niedoczyszczonych bucikach w skromnym rozmiarze 41,5 (z tendencjami do 42...). Nie musisz przynosić słodyczy ani książek. Nie potrzebuję kolejnej pary ciepłych skarpetek ani majtek (wiem, wiem, moja mama i babcia terroryzują Cię, byś mi je co roku podrzucał...). Nie obrażę się, jeśli podrzucisz mi w tym roku zwyczajną rózgę - pewnie zasłużyłam.
Tylko dorzuć mi do tej rózgi - zupełnie gratis - trochę nadziei.
Że coś się w końcu w moim pokręconym życiu zmieni na lepsze.
Że rozwieją się ciemne chmury.
Że dokończę swoje niedokończone sprawy i będę mogła przestać oglądać się za siebie, z wiecznym lękiem, czy mnie przypadkiem nie gonią niczym sfora wściekłych psów.
Że znajdę pracę, miłość i spokój. Nie muszą być już, zaraz, natychmiast. Ale niech gdzieś tam na mnie czekają w przyszłości...
Poczciwy staruszku przerobiony kilkadziesiąt lat temu przez grafików Coca-Coli na otyłego i rubasznego dziadygę w kompromitującym nieco czerwonym wdzianku - czy spełniasz też takie prośby? Czy nawet wizja domowej roboty pierniczków nie skłoni Cię, byś przyszedł?
Tak czy siak - dobrej nocy.
Nulek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz