niedziela, 16 grudnia 2012

Nulek w Krainie Pomiędzy

Witaj w Krainie Pomiędzy.

Tu nic nie jest na stałe, na zawsze i na pewno.
Tu ciągle znajdujesz się w połowie drogi, dokądkolwiek by ona nie prowadziła. Jak u Dantego - "w życia wędrówce, na połowie czasu"...
Tu jeszcze wszystko może się zdarzyć - choć przecież wcale nie musi... 




Istnienie Krainy Pomiędzy odkryłam dziś popołudniu w Muzeum Sztuki Współczesnej, do którego zawędrowałyśmy z Wiedźmą Joasią, by nadrobić nieco kulturalne zaległości. Muszę przyznać w tym miejscu, że do sztuki współczesnej - czyli do wszystkiego, co powstało po 1939 roku - podchodzę z założenia niczym pies do jeża. Powolutku. Nieufnie. I w pełnej gotowości do odwrotu - gdy tylko zajdzie taka potrzeba... 

Nie rozumiem tych nowoczesnych happeningów, nie znam się na post-teoriach i post-nurtach. Czarny kwadrat na białym tle to dla mnie dowcip, nie zaś dzieło warte miliony... Mimo to zdarza mi się odwiedzać świątynie nowoczesnej sztuki - choćby po to, by utwierdzać się w przekonaniu, że to zupełnie nie moja bajka...

A jednak - znalazłam w MoCAKu miejsce dla siebie i swojej nieufności. 
Maleńką salkę wydzieloną z wystawy czasowej, pełną światła i liter układających się w to jedno słowo: "między". 




Nieliczni zwiedzający trzymali się z dala od tej części ekspozycji. Rozejrzałam się, sprawdzając, czy nie widać gdzieś w okolicy złowrogich komunikatów, takich jak "Nie dotykać!", "Zakaz wstępu" etc. I powoli przesunęłam stopę nad progiem, wkraczając w sam środek dzieła sztuki.

Wtargnięcie tam nie wystarczyło mi jednak do szczęścia. 
Musiałam, po prostu musiałam usiąść w kącie i zadomowić się choć na moment. Dotknąć ściany. Stać się elementem tej skomplikowanej układanki. A później bez zastanowienia zażądałam zdjęcia wśród owej literowej rozsypanki. 

Dopiero 2 godziny później, w drodze na przystanek tramwajowy, uświadomiłam sobie, czym w rzeczywistości była ta moja krótka chwila zapomnienia wśród białych ścian i czarnych symboli. Jak Alicja w Krainie Czarów - znalazłam się w swojej prywatnej Krainie Pomiędzy, odnajdując w muzeum miejsce idealnie oddające mój obecny stan ducha i - poniekąd - ciała.




Nie chodzi tylko o wiek, o to dantejskie zbliżanie się do połowy czasu, we współczesnej kulturze kojarzone najczęściej z osiągnięciem trzydziestki, bo do tego życiowego momentu brakuje mi jeszcze kilkanaście miesięcy. Idzie raczej o fakt, iż od kilku miesięcy borykam się ze stanem zawieszenia między dwiema rzeczywistościami: grodziską i krakowską, zupełnie nie wiedząc, którą z nich powinnam wybrać.

Moje nocne podróże między Wielkopolską a Małopolską, moje rozpaczliwe próby podtrzymania status quo, moje przeraźliwe niezdecydowanie - czymże miałyby być, jeśli nie dowodami na to, że utkwiłam w Krainie Pomiędzy na dobre?

Zawieszona. Rozpięta. Niemal przecięta na pół.
Wiem. Doskonale wiem, że muszę w końcu zdecydować się na którąś z alternatyw i ponieść wszelkie konsekwencje tego wyboru. A mimo to - wciąż uciekam przed tą koniecznością, znajdując tysiąc i jedną wymówkę, oszukując samą siebie, wynajdując najbłahsze nawet preteksty. I drżąc ze strachu na samą myśl o tym, że złudzenia w końcu się rozwieją...



Bo Kraina Pomiędzy potrafi kusić bardzo skutecznie: "Wejdź, rozgość się, tutaj nie musisz decydować o niczym, tutaj wszystko trwa w bezpiecznym bezruchu, w cieplutkim kokonie obojętności...". Ale to wcale nie jest dobre rozwiązanie. A przynajmniej - nie na długo. I nie dla mnie.

Musiałam zawędrować aż do MoCAKu, by uświadomić sobie, że najwyższy czas wyrwać się z tego stanu odrętwienia i zacząć działać, nawet gdyby oznaczało to bolesne cięcia i rozstania. Bo moją domeną jest ruch, zmiana i działanie, a nie wymigiwanie się od konfrontacji z rzeczywistością. Jawa - nie sen. Ruch - nie stagnacja. 

Być może właśnie dlatego los pokierował dziś moje kroki do muzeum i do tego niewielkiego schowka na czas oraz litery. Musiałam na własne oczy zobaczyć Krainę Pomiędzy, by zrozumieć, że najwyższy czas ruszyć dalej i opuścić jej zwodniczo gościnne progi. Rozpędzić się i wskoczyć w sam środek huraganu i poczuć, poczuć znów we włosach wiatr, choćby lodowaty, bo grudniowy...

Do widzenia, Kraino Pomiędzy.
Odchodzę, by w końcu znaleźć się W: konkretnym miejscu, określonym ściśle czasie. 
Dobrej nocy.



P.S. A o mojej Krainie Pomiędzy możecie przeczytać więcej na stronie MoCAKu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz