środa, 25 kwietnia 2012

Siła przyzwyczajenia. Rzecz o zdradzie, automobilach i nie tylko

Jak ja łatwo przyzwyczajam się do luksusu! Nieważne, czy ten luksus to nowy samochód, wygodniejsze mieszkanie, sukienka zamiast starych dżinsów czy może... drugi człowiek. Wystarcza mi kilka dni i cichcem, chyłkiem zdradzam samą siebie, swoją dawniejszą wersję, która mówiła: "Nie, nie, mnie to niepotrzebne, ja sobie doskonale radzę, poprzestając na tym, co mam, co mi już dano". Farsa...

Ostatnio ofiarą takiej właśnie zdrady padła moja biedna, kochana Biała Strzała. A wszystko przez szefów, którzy oznajmili mi radośnie jakiś czas temu, że powinnam pojechać na Targi Wydawców Katolickich do Warszawy służbowym samochodem. I... pojechałam.

Dowcip polega na tym, że auto, które mi przydzielono, to Volkswagen Touran. Sporawy, rzekłabym. Zwłaszcza w porównaniu z moim miniaturowym, kochanym Cinquecento. Przyznam, że zasiadając po raz pierwszy na fotelu kierowcy tego giganta, spanikowałam. Przyciski, wajchy, wskaźniki na elektronicznym wyświetlaczu, podgrzewane siedzenia i ogrom przestrzeni w środku... jak ja tym będę jeździć? Ja, przyzwyczajona do zwrotnego i wszędzie mieszczącego się Fiatka?



Kiedy jednak odpaliłam silnik i ruszyłam, zmieniłam zdanie. Wystarczyło kilka chwil i wiedziałam już, że sobie poradzę i że ta podróż do stolicy będzie wyjątkowym doznaniem w moim trwającym już dekadę żywocie automobilistki. Cóż, po prostu - zakochałam się. I zdradziłam moją wierną Białą Strzałę.

Zanim nie wskoczyłam do kuszącego wnętrza Tourana, nie miałam pojęcia, że tak może wyglądać jazda samochodem. Duża w tym "zasługa" kogoś, kto parę lat temu skutecznie wmówił mi, że nie umiem jeździć. Tak, dałam sobie to wmówić pewnemu facetowi, który nie okazał się na dłuższą metę godzien zaufania. Wtedy jednak - uwierzyłam mu i pozwoliłam, niczym pokorne cielę, wozić się po Krakowie i po Polsce jako ubezwłasnowolniona pasażerka...

Długo trwało, zanim na nowo odważyłam się ruszyć w trasę własnym autem. Wymogła to na mnie konieczność oswojenia się z ulicami Krakowa - mieszkam w tym mieście tyle czasu, a do tej pory nigdy nie przyszło mi do głowy, by zapoznać się z rozkładem jego ulic na własnych czterech kółkach. No i praca, w której na wstępie usłyszałam, że będą takie sytuacje, w których moje prawo jazdy może okazać się konieczne.

Dziś już wiem - byłam totalną idiotką, dając sobie wmówić, że nie umiem i nie lubię jeździć samochodem. Po wyprawie do Warszawy, autem po sufit wypakowanym książkami, po tylu rozmaitych wycieczkach po Polsce, po codziennych przejażdżkach po Krakowie - wiem jedno: nie pozwolę nigdy więcej, by ktoś odebrał mi kierownicę.

Wracając jednak do zdradzonej Białej Strzały... Samochód odstawiłam na kilka dni w kąt. Miejsce parkingowe przy bloku zajął on. Touran. Nim jeździłam do pracy, oswajając się z gabarytami i z dieslowskim silnikiem. Było cudownie - jak to podczas intensywnego, namiętnego romansu...

Problemy zaczęły się, gdy w poniedziałek musiałam pożegnać się z kluczykami do mojego nowego przyjaciela. Pogłaskać ostatni raz kierownicę. I wrócić z podkulonym ogonem do mojej wieloletniej ukochanej, czekającej wiernie przy uliczce za blokiem, aż skończą się moje szaleństwa. Trudny powrót. Bolesny, bo ruszając moją nastolatką, miałam wrażenie, że jest popsuta - taki opór stawiała kierownica, tak niedopompowane wydały mi się koła, tak luźna była wajcha skrzyni biegów... I jeszcze psujące się ssanie - czyżby foch?

Zdecydowanie zbyt łatwo przyzwyczajam się do luksusu. Rzucam się głową naprzód w nowe przygody, a gdy się później niespodziewanie kończą, zaczynam odczuwać pustkę i żal. Tak jest z moim samochodem. Tak jest z ludźmi. Oswajam ich i pozwalam oswoić siebie, a potem dziwię się, gdy coś się zmienia. Mniejsza o samochód - wystarczył dzień lub dwa i wróciłam do dawnego rytmu, do radia zagłuszanego silnikiem przy 40 km/h i do wiecznie gasnącego silnika. Ale co zrobić z człowiekiem, który nagle bardzo intensywnie pojawia się w moim życiu? Czekać? Czy uciec, zanim zniknie, jak znikali wszyscy inni?...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz