- Dlaczego odeszła?
- Normalnie, bo to zła kobieta była.
W "Psach" znalazłoby się sporo ciekawszych cytatów, mnie jednak utkwił w pamięci szczególnie ten urywek rozmowy Angeli i Franza. Może dlatego, że nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się postąpić tak, jak eks-żona głównego bohatera tego kultowego filmu. Aż do teraz. Bo teraz i ja jestem złą kobietą.
Jestem zła, bo nie chciałam ciągnąć dłużej relacji z nieuzgodnionym (wybaczcie mi tę ekonomiczną nomenklaturę, najwyraźniej wykształcenie daje o sobie znać nawet w takich "sercowych" sytuacjach) bilansem: bo nie potrafiłam dać komuś tego, czego ode mnie oczekiwał i co sam gotów był mi ofiarować. To nie było sprawiedliwe.
Jestem zła, bo - zamiast maskować samotność takim nierównym, niezbilansowanym związkiem - wolałam zakończyć znajomość, zanim wkroczyła w kolejne stadium zaawansowania. Chciałam, naprawdę chciałam się zakochać - ale początkowe zauroczenie zaczęło wygasać, nie przeradzając się w nic głębszego - poza sympatią, którą mogłabym czuć dla kolegi. Nie umiałam tego ciągnąć. Jestem zła - jednak jestem też uczciwa.
Jestem zła, bo nie chciałam spędzać z partnerem 24 godzin na dobę. Nie chciałam się nieustannie przytulać (nawet podczas robienia herbaty w kuchni), głaskać, całować. Potrzebowałam czasu na swoje - i tylko swoje - pasje: książki, teatr, malowanie. I na sen. I na pracę. I na sprzątanie. I na zakupy. I na malowanie paznokci. I... na zdrowy egoizm, którego wciąż się uczę, a który podpowiada mi, że nie będę szczęśliwa, jeśli będę tylko spełniać oczekiwania innych, nie myśląc o własnych.
Jestem zła, bo potrzebowałam weekendu tylko dla siebie. Traf chciał, że był to weekend listopadowy, zaduszkowy - zaledwie kilka tygodni po śmierci babci. I że chciałam ten czas spędzić tylko z rodziną. W domu, w którym się wychowałam i w którym do niedawna mieszkała też z nami babcia. Nie myślałam o randkach, kolacjach przy świecach itd. Chciałam wreszcie mieć kilka dni dla siebie i rodziny. No i psa. I nie chciałam się z tego tłumaczyć.
Może to był zły moment na związek.
Może to był niewłaściwy - choć przecież bardzo miły - facet.
A może po prostu ja - po wielu miesiącach życia w samotności - nie umiem się już przestawić na bycie z kimś tak po prostu? Może ja się nie nadaję?
Nie składajcie kondolencji.
Zakończyłam ten związek z własnej woli, myśląc, że w ten sposób oddaję przysługę nie tylko samej sobie, ale też komuś, z kim go próbowałam tworzyć. Po prostu - nie udało się, a ja chciałam być uczciwa.
Tylko dlaczego mimo to czuję się ciut podle?
Przecież... jestem zła?
"Pamiętaj, że rozpada się tylko to, co było zbudowane na iluzji albo kłamstwie.
OdpowiedzUsuńRozpada się tylko po to, żeby zmusić Cię do szukania prawdy."
-B.Pawlikowska
nie jesteś zła tak czasem bywa. ważne by mieć jaja powiedzieć prawdę a nie ciągnąć i oszukiwać kogoś
OdpowiedzUsuńRóżnie to w życiu bywa. Związki na siłę kończą się źle. Z drugiej strony sama jestem z kimś, z kim zrywałam setki razy. A on łaził, łaził i... wyłaził:P Nie wiem czy to miłość (ale czymże jest miłość? chemią? eee.... chyba już wyrosłam z motyli w brzuchu). Grunt, żeby czuć się przy kimś sobą. Z odpryskującym lakierem na paznokciach, nieogolonymi nogami, brudną bluzką i podkrążonymi oczami.
OdpowiedzUsuńW końcu się znajdzie ten jeden. Może niekoniecznie wymarzony, ale JEDYNY;) Cheer up!