Po dzisiejszych zajęciach z aqua-aerobiku wybrałyśmy się z panną K. do delikatesów, żeby zaopatrzyć się w odpowiedni zapas chipsów (panna K.) oraz pomidorów (ja) na wieczorne oglądanie meczu Polaków z Rosjanami. Jakież było moje zaskoczenie, gdy w stosownym dziale odnalazłam dość nietypowy okaz jednego z moich ulubionych ostatnio warzyw...
Tak, tak, kochani, to zdjęcie wolałam ocenzurować, żeby przypadkiem nie spowodować spustoszeń w czyjejś psychice. Dalej czytacie już na własną odpowiedzialność. ;-)
Otóż w gustownej drewnianej skrzyneczce oczekiwał na mnie pomidor, hmm, z charakterem. Męskim, dodajmy, co wywnioskowałam z pospiesznych oględzin. Czy mogłam mu się oprzeć?
Teraz już wiem, dlaczego Francuzi do dziś nazywają te warzywa "jabłkami miłości". ;-)
Smacznego!
hahaha Jabłka miłości ;) no ładnie ;)
OdpowiedzUsuń