Moja metoda na poprawę humoru? Wizyta w kuchni. Nie chodzi o to, żeby się od razu objadać, raczej o to, żeby coś przyrządzić i poczarować... albo posprzątać. Wczoraj natomiast odwiedziłam mój kącik kulinarny, aby pobawić się tam aparatem fotograficznym (bo jego obsługa wydaje mi się znacznie łatwiejsza od obsługi maszynki do mięsa).
Dziś te pozytywne, radosne zdjęcia okazały się idealnym lekarstwem na mój parszywy humor. Poobrabiałam je trochę i od razu zrobiło mi się lepiej, cieplej na sercu. No, może pomógł w tym też nieco ciekawy mecz otwarcia Euro 2012 - tylu emocji nie przysporzyły mi już dawno żadne rozgrywki sportowe...
No dobra, ale dość gadania. Tym razem zamiast słów - kilka fotografii o kuchennym rodowodzie. Oto kura domowa w akcji, czyli Nulek w kuchni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz