Początkowo wydają się prawdziwymi twardzielkami i dopiero z czasem ujawniają swoje miękkie, wspaniałe wnętrze - swoją prawdziwą naturę... Kto to taki? Katarzynki! Czyli ciąg dalszy mojego spierniczonego weekendu.
To pierniczki dla wytrwałych - bo zanim uda się je rozgryźć, musi minąć kilka tygodni leżakowania. Podobno do pojemnika, w którym przechowujemy katarzynki, należy włożyć kilka kawałków jabłka - wtedy miękną znacznie szybciej. Najlepiej jednak upiec je odpowiednio wcześniej - i problem z głowy... ;-) Niestety, z braku odpowiedniej foremki (rozpadła się, łajza, tuż przed pieczeniem) - wycinałam, co popadnie, więc proszę się nie oburzać niekanonicznym kształtem pierniczków.
KATARZYNKI
niekonwencjonalne
Składniki:
40 dag mąki tortowej
20 dag miodu
1 jajo
2 łyżki śmietany
2 łyżeczki przypraw korzennych
1 łyżeczka cynamonu
1 łyżka kakao
10 dag cukru pudru
3 łyżeczki proszku do pieczenia
Przygotowanie:
Miód łączymy z przyprawami, cukrem, kakao i jajem. Następnie dodajemy śmietanę oraz przesianą z proszkiem do pieczenia mąkę tortową i zagniatamy ciasto. Wyjdzie dość twarde - i takie właśnie ma być... ;-)
Ciasto wałkujemy na grubość 5-10 mm. Wykrawamy pierniczki. Podobno wypada je posmarować wodą przed pieczeniem - nie mam pojęcia, dlaczego, ale na wszelki wypadek - też tak zrobiłam. ;-) Pieczemy katarzynki w 190 stopniach Celsjusza przez około 10-15 minut.
No a później lukrujemy - polecam przygotowanie 2 rodzajów lukru - tradycyjny (czyli cukier puder z kilkoma kroplami wody lub soku z cytryny) oraz gęstszy, z masłem - przepis znajdziecie tutaj. Przechowywać trzeba je, aż zmiękną - czyli przez około 3-4 tygodnie, w szczelnym pojemniku.
A sam przepis na pierniczki pochodzi z mojej ulubionej strony - czyli z Moich Wypieków. Polecam i życzę smacznego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz