wtorek, 1 maja 2012

Wszystko będzie dobrze

Jest taki wiersz Stanisława Barańczaka zatytułowany Garden party. Od kilku dni krąży mi po głowie jak refren przygrywający temu, co dzieje się w domu i szpitalnej wizycie mamy, która właśnie się rozpoczęła. Przytoczę go. Komentarz - niżej. 


Stanisław Barańczak

Garden party

„Pomarańcza, jak widzę, z Malty – wyśmienita!”
C.K. Norwid

„Przepraszam, nie dosłyszałam nazwiska? ...Banaczek? 
...Czy to czeskie nazwisko? A, polskie! To znaczy,
pan z Polski? jakże miło. Państwo przyjechali
całą rodziną? dawno?”, „No nie, wybacz, Sally,
zamęczasz pytaniami, a trzeba, po pierwsze,
zaprowadzić do stołu – proszę, tu krakersy,
potato chips, sałatka – pan sobie naleje
sam, prawda? Witaj Henry –”, „I co też się dzieje
ostatnio w Polsce? Co porabia Wa..., no, ten z wąsami,
zna go pan osobiście? Nie? Widzę czasami 
w dzienniku demonstracje – choć czy można wierzyć
tej naszej telewizji, koszmar, prawda? jeży
się włos od wszystkich tych reklam – cenzury –
Europejczycy słusznie twierdzą, że kultury
nam brakuje-”, „Cześć, jestem Sam. Mówi mi Billy,
że pan z Polski - znam Polskę, widziałem dwa filmy
z Papieżem – ten wasz Papież nic nie wie o świecie,
straszny konserwatysta -”, „A jak pańskie dzieci?
Mówią już po angielsku? Czy chodzą do dobrej
szkoły?”, „Te szkoły publiczne to problem
numer jeden, niestety –”, „Nie zgadzam się, Sammy,
szkoły są lepsze, jeśli rodzice, my sami,
dbamy o to -”, „Tak, ale budżet federalny –”,
„Hej, wy tam, skończcie wreszcie, co to za fatalny
obyczaj – dyskutować przy winie, zakąsce
na poważne tematy -”, „Więc? co słychać w Polsce?”



* * *

"Więc co słychać?" - jakie to niewinne pytanie. Ot, small talk, sztuka pobieżnej konwersacji, w której wszystkie pytania ("Jak leci?", "Co u Ciebie?" etc.) mają z góry przypisane odpowiedzi ("Wszystko ok", "Dziękuję, dobrze" etc.) i poza ten kanon wykraczać, broń Boże, nie wolno.

Zdawkowość - ku temu dążymy w takich powierzchownych rozmówkach o wszystkim i o niczym. Pływamy sobie po powierzchni, dryfujemy na odłamkach zdań, bojąc się, że wszelkie próby głębszego zanurzenia zostaną odebrane jako brak znajomości reguł rządzącym wielkim światem i wielkim towarzystwem.

A ja nie potrafię i nie znoszę być zdawkowa, ani w pytaniach, ani w odpowiedziach. Jeśli zapytasz mnie o to, co u mnie słychać, opowiem Ci pokrótce: o operacji czekającej mamę, o zepsutym planie urlopowym, o trudnej sztuce elastyczności, w której wciąż się ćwiczę, i o Białej Strzale, która znów bezpiecznie dowiozła mnie (i nie tylko mnie...) do domu. I zadam Ci kilka pytań, na które też będę chciała usłyszeć odpowiedź rozsadzającą granice banalnego "Jest ok". 

Boimy się rozmawiać. Zwłaszcza o problemach. Omijamy je szerokim łukiem, jak pies jeża, żeby tylko nie dotknąć bolącego miejsca, w fałszywym poczuciu lęku, że taki dotyk może tylko zaszkodzić. A przecież ból trzeba przepracować, przelać kropla po kropli - tylko w ten sposób zniknie.

Więc proszę, nie mów mi, że "wszystko będzie dobrze", kiedy wspominam o szpitalu i o tym, że się boję. Nie zbywaj mnie tym hasłem-wytrychem, brzmiącym może atrakcyjnie, ale pustym emocjonalnie i znaczeniowo. Już lepiej poklep mnie po plecach. Chwyć za rękę. Pomilcz ze mną albo wytłumacz, że ten strach jest czymś naturalnym i że minie. 

Ale nie pocieszaj tak zdawkowo, jakbym była równie płytka, jak te small talks, które wyszydził Barańczak.

3 komentarze:

  1. Anula pomilczę z tobą, ale myślę o Tobie i o twoim strachu. Strach o tych, których kochamy nigdy nie mija. Trzeba z tym żyć.

    OdpowiedzUsuń
  2. Aniu, ludzie czasem zwyczajnie nie wiedzą co powiedzieć...bo nigdy się nie zetknęli z czymś podobnym... i w tym ich "wszystko będzie ok" ukryty jest strach i troska o Ciebie. Nie wszyscy potrafią stawić czoła rzeczywistości..zostaw lekarzom bycie bezpośrednim i bezlitosnym....przeszłam przez to wszystko cztery lata temu i śmiem twierdzić, że wiem, co mówię. pozdrawiam, Sylwia

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja wiem, że w tym jest jakaś troska o mnie. Ale kiedy tego samego dnia słyszę "wszystko będzie dobrze" od dwudziestej już osoby, po prostu nie wytrzymuję. Za dużo nerwów.

    OdpowiedzUsuń