piątek, 10 sierpnia 2012

Nigdy więcej wesel

Chyba czas na nowe postanowienie śródroczne: nigdy więcej wesel. Nigdy. 
W sierpniu szykują mi się dwa i póki co mam z tego powodu więcej przykrości niż przyjemności. Chociaż... może niedokładnie się wyraziłam. Nie przez wesela. Przez akcję pod hasłem "Szukamy partnerów na wesela". To jest prawdziwa makabra...

Już prawie mi się udało. Imprezy są 18 i 25 sierpnia i umówiłam się na nie z kolegą, którego znam od kilku ładnych lat. Ot, przysługa z jego strony - żebym nie musiała tkwić na imprezach sama jak ten kołek, rozpaczliwie odpierając pytania życzliwych o to, kiedy to ja zechcę się ustabilizować. Jakby to była tylko kwestia moich chęci...

No tak, ciut za wcześnie się ucieszyłam, że mam problem z głowy. I klops. Przedwczoraj dostałam od tegoż kumpla (historia litościwie przemilczy jego imię...), że jednak się ze mną nie wybierze - bo wyjeżdża. Tyle w temacie. 

Zapytawszy jeszcze kilku znajomych o możliwość wyświadczenia mi tej drobnej przyjemności i otrzymawszy rozmaicie umotywowane odmowy, dałam nawet ogłoszenie w tejże sprawie na forum Klubu Wysokich. Na próżno. Kpiny - owszem, tego się w sumie spodziewałam. Ale nie myślałam, że będzie aż tak źle, jeśli chodzi o towarzystwo kogoś w moim wieku i kogo bym się nie bała (a są faceci, których się boję, to fakt)... 

Nie wiem, jak to właściwie jest. Ale jest mi cholernie przykro.
I poważnie zastanawiam się, czy ja jestem aż tak paskudna, że nikt nie chce się ze mną bawić? Czy moje towarzystwo to aż taki kłopot?

Jest mi smutno. Tak zwyczajnie po babsku smutno. I czuję się żałośnie. Do niczego.
Nie chodzi o żadną konkretną osobę, tylko o to, że ludzie, na których pomoc koleżeńską liczyłam, tak mnie po prostu olali. Równiutko. I celnie.

Boli.

I choć przyzwyczaiłam się już do tego, że mało kto się przejmuje moimi uczuciami w takich sprawach, to jednak jakoś mi tak nieswojo. Kolejne złudzenie mniej w mojej kolekcji.

Nie wiem jeszcze, jak to rozwiążę. 
Ale pewne jest to, że nigdy więcej nie zdecyduję się na taką imprezę. Pójdę do mojej przyjaciółki sama, bo jest cholernie bliską mi osobą i zniosę dla niej nawet to upokorzenie. Z kuzynem pogadam jeszcze, bo to żadna atrakcja, iść na wesele rodzinne i znosić pytania, pytania, pytania... 

Przykro mi. 
Dobrze, że za 20 minut autobus wywiezie mnie daleko od tych przykrości, nad spokojne, wielkie jezioro i w towarzystwie, które mnie akceptuje taką, jaką jestem. I które mnie nie zawiodło. 

3 komentarze:

  1. moim zdaniem nie masz czym się przejmować:) serio!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli ci znajomi okazali się tacy to nie ma czym się przejmować. Jesteś fajną osobą a na pewne sprawy (miłość i tp.) przyjdzie pora :) trzymam kciuki i nie przejmuj się już tym:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co ma miłość do tego?! Ja potrzebowałam konkretnego wsparcia w postaci towarzystwa na 2 imprezach i niczego poza tym. :(

      Usuń