Umysł dziecka - a czasami też umysł dorosłego - potrafi dokonać rzeczy niebywałej: sprawę oczywistą, wynikającą z oficjalnych ustaleń Juliusza Cezara (podobno to za jego czasów po raz pierwszy ustanowiono rok przestępny i uznano, że luty zasługuje na wyróżnienie dodatkowym dniem) oraz jego rozmaitych następców majstrujących przy kalendarzach, potrafi uznać za specjalny i wyjątkowy podarunek, taką życiową ofertę specjalną bez kruczków i drobnego druku. Taki przysłowiowy dar od losu. Mnie to zostało do dziś - 29 lutego uznaję za prezent tylko dla mnie. Moje cudownie jeszcze niewykorzystane 24 godziny.
24 godziny, by nadrobić wszystkie zaległości z lutego, a może i stycznia.
24 godziny, by cieszyć się z drobiazgów, uśmiechać do nieznajomych, nacieszyć 5-minutową drzemką o poranku, wwąchać dokładnie w cudowny aromat pierwszej kawy z biurowego ekspresu, mówić ludziom miłe rzeczy przez telefon, a później wrócić do domu i wykorzystać każdą wolną chwilę na drobne i większe przyjemności.
24 godziny, by - może w końcu - pewne sprawy wyjaśnić i definitywnie zamknąć, a nie - przemilczać je nieustannie, jakby ich nie było...
Niech ten dzień będzie i dla Was inny. Wybitnie nieszablonowy i nonszalancko niefrasobliwy. Przeznaczony na sprawy naprawdę ważne i dobre.
Bo przecież podarunków od losu nie wypada marnować, prawda? :)
P.S. Zawsze, kiedy nadchodzi 29 lutego, przypominam sobie cytat z "Nocy wielkiego sezonu" mojego ukochanego Schulza - bardzo adekwatny:
Każdy wie, że w szeregu zwykłych, normalnych lat rodzi niekiedy zdziwaczały czas ze swego łona lata inne, lata osobliwe, lata wyrodne, którym - jak szósty, mały palec u ręki - wyrasta kędyś trzynasty, fałszywy miesiąc.
Mówimy fałszywy, gdyż rzadko dochodzi on do pełnego rozwoju. Jak dzieci późno spłodzone, pozostaje on w tyle ze wzrostem, miesiąc garbusek, odrośl w połowie uwiędła i raczej domyślna niż rzeczywista.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz