wtorek, 28 lutego 2012

Dzień w prezencie

Pamiętam wciąż swój dziecinny zachwyt, kiedy odkryłam w kalendarzu, że raz na kilka lat Pan Czas robi nam psikusa i dodaje do lutego dodatkowy dzień. Od chwili, w której uświadomiłam sobie istnienie owych nadprogramowych 24 godzin, czekałam z niekłamaną radością na nadejście roku przestępnego i na ten wspaniały bonus, przekonana, że 29 lutego, niebywały wybryk losu, musi przynieść mi wyjątkowe chwile... 

Umysł dziecka - a czasami też umysł dorosłego - potrafi dokonać rzeczy niebywałej: sprawę oczywistą, wynikającą z oficjalnych ustaleń Juliusza Cezara (podobno to za jego czasów po raz pierwszy ustanowiono rok przestępny i uznano, że luty zasługuje na wyróżnienie dodatkowym dniem) oraz jego rozmaitych następców majstrujących przy kalendarzach, potrafi uznać za specjalny i wyjątkowy podarunek, taką życiową ofertę specjalną bez kruczków i drobnego druku. Taki przysłowiowy dar od losu. Mnie to zostało do dziś - 29 lutego uznaję za prezent tylko dla mnie. Moje cudownie jeszcze niewykorzystane 24 godziny.



24 godziny, by nadrobić wszystkie zaległości z lutego, a może i stycznia.
24 godziny, by cieszyć się z drobiazgów, uśmiechać do nieznajomych, nacieszyć 5-minutową drzemką o poranku, wwąchać dokładnie w cudowny aromat pierwszej kawy z biurowego ekspresu, mówić ludziom miłe rzeczy przez telefon, a później wrócić do domu i wykorzystać każdą wolną chwilę na drobne i większe przyjemności.
24 godziny, by - może w końcu - pewne sprawy wyjaśnić i definitywnie zamknąć, a nie - przemilczać je nieustannie, jakby ich nie było...

Niech ten dzień będzie i dla Was inny. Wybitnie nieszablonowy i nonszalancko niefrasobliwy.  Przeznaczony na sprawy naprawdę ważne i dobre. 

Bo przecież podarunków od losu nie wypada marnować, prawda? :) 

P.S. Zawsze, kiedy nadchodzi 29 lutego, przypominam sobie cytat z "Nocy wielkiego sezonu" mojego ukochanego Schulza - bardzo adekwatny:


Każdy wie, że w szeregu zwykłych, normalnych lat rodzi niekiedy zdziwaczały czas ze swego łona lata inne, lata osobliwe, lata wyrodne, którym - jak szósty, mały palec u ręki - wyrasta kędyś trzynasty, fałszywy miesiąc.

Mówimy fałszywy, gdyż rzadko dochodzi on do pełnego rozwoju. Jak dzieci późno spłodzone, pozostaje on w tyle ze wzrostem, miesiąc garbusek, odrośl w połowie uwiędła i raczej domyślna niż rzeczywista.

Cieszmy się owym dniem wyrodnym. ;-) Niech wie, że takim jak ja - jak my - marzycielom bez korzeni jest niezbędny do życia. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz