Czasami - choć już coraz rzadziej - zdarza mi się w półśnie, nad ranem lub tuż przed zapadnięciem w objęcia Morfeusza - usłyszeć dźwięki, które w ciemności brzmią dziwnie znajomo...
Skrzypienie drzwi, ciche kroki, czasem szmer rozmowy lub westchnienie.
Wybudzam się wtedy nagle i - nie do końca przytomna - myślę, że jestem w domu. W Grodzisku. Że słyszę mamę, krzątającą się po nieodległej od mojego dawnego pokoju kuchni. Że to wielkopolski poranek wywołuje mnie ze snu...
Otwieram oczy - a tutaj tylko krakowska, samotna noc.
I na chwilę przestaję oddychać, przytłoczona ogromem tęsknoty za domem, w którym jest ktoś prócz mnie samej.
Na chwilę.
ja mam odwrotnie, nocy w domu rodzinnym prawie nie pamiętam..., noce w moim własnym, pomorskim domu były smutne i ciemne. Te krakowskie są ciepłe, jasne i przyjemne:-) czego Ci życzę również
OdpowiedzUsuńMoje krakowskie noce są czasami po prostu zbyt puste. Kocham je, bo kocham to miasto i wybrałam je sobie dawno temu na swoje miejsce do życia. Tylko czasami brakuje mi jakiegoś innego niż mój głosu, który by mógł wypełnić tę przestrzeń. Może czas przygarnąć kota?
Usuń