środa, 22 lutego 2012

Nie-jasności

Jest jaśniej! Jak mogłam tego nie zauważyć? Jeszcze kilka tygodni temu wychodziłam z pracy w całkowitych zimowych ciemnościach, otulając się ich chłodem jak szalikiem. Dziś, wsiadając o 17.06 do autobusu, pierwszy raz dostrzegłam zachód słońca. Jeszcze zimowy, delikatnie powleczony półprzezroczystym lukrem mrozu, pierwszy znak przełomu, pierwsza oznaka nieubłaganie nadciągającego przedwiośnia i jego dni - coraz dłuższych i coraz mniej spokojnych, pachnących świeżą, mokrą ziemią...

Lubię ten czas, tak bezsensownie pełen niczym nieuzasadnionej nadziei na lepsze chwile. Tę energię, która bierze się znikąd, spada nagle prosto na głowę deszczem pomysłów, dodaje na moment skrzydeł, a potem bez uprzedzenia i bez żalu znika gdzieś pod zalegającym wciąż dookoła śniegiem. Ale jednocześnie - właśnie teraz drażni mnie i męczy to, co wciąż pozostaje niewyjaśnione.

Bo ja nie znoszę nie-jasności.
Jestem prostą dziewczyną potrzebującą prostych i dobrych słów, bez niepotrzebnego obciążania ich dodatkowymi możliwościami interpretacji. Bez zaciemniania sensów. Bez udawania, że między mną a światem, między mną a Tobą jest coś albo też - że czegoś ani trochę nie ma.




Jasność. Potrzebuję jej natychmiast, choćby miały od niej zaboleć oczy. Choćby promień światła, który określi raz na zawsze to, co pozostawało nienazwane w mroku, miał być ostry jak brzytwa. Choćby miał na zawsze przeciąć powietrze między mną a moimi nieśmiałymi marzeniami.

Dlaczego, do kroćset, nie możemy mówić ze sobą jaśniej i prościej?
Dlaczego nie potrafimy bezpośrednio nazywać tego, co nas łączy, a co nas dzieli?
"Tak" i "nie" zastępujemy ogólnikami, rozmydlonym "być może", rozedrganym "nie wiem".
Zmiany tematu, ucieczki w żart, w ironię, gry słowne - wszystko to ma swój urok, ale nie tego mi dziś potrzeba. Dziś chcę, żeby w moim świecie stało się nieco jaśniej i przejrzyściej. Żeby padło jakieś słowo raz na zawsze przecinające wątpliwości - choćby to cięcie miało pozostawić bolesną bliznę.

Znasz "Kwiaty polskie" Tuwima? Jest tam taki fragment, nazywany "Modlitwą", a w nim słowa:

Lecz nade wszystko - słowom naszym,
Zmienionym chytrze przez krętaczy,
Jedyność przywróć i prawdziwość:
Niech prawo zawsze prawo znaczy,
A sprawiedliwość - sprawiedliwość.


Nie czytaj tego przez pryzmat tzw. wielkiej polityki, która często się do owych słów odwołuje. Pomyśl o mnie. O moim pragnieniu przywrócenia naszym słowom prostych, dobrych znaczeń. Czy to tylko moja naiwność? Nieuleczalny idealizm? Niedopasowanie? Czy Ty nie chcesz tego samego?

Niech będzie już jasność. Między nami.
Proszę o to przewrotnie, nie wyjaśniając naprawdę niczego...





2 komentarze:

  1. Może dlatego, że ludzie boją się prostych, otwartych, jasnych rozmów. Strach, strach, strach. Uwielbiają gierki [bleh], a przede wszystkim analizują słowa wg swojego mniemania.
    Uwielbiam jasność, ale mało kiedy spotykam się z nią :(.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też się ich boję. Czasami - zwłaszcza gdy mi na kimś zależy - wprost ich unikam. A jednocześnie bardzo mocno pragnę takiej prostoty i jasności. Paradoks.

    OdpowiedzUsuń