Dawno, dawno temu, kiedy zaczęłam farbować włosy, obiecałam sobie, że przestanę to robić, gdy tylko zauważę, że siwieję. "Chcę się zestarzeć z godnością" - myślałam wtedy, ze zgrozą spoglądając na znajome "starsze" panie, rozpaczliwie usiłujące tuszować oznaki nadchodzącej jesieni życia za pomocą maskujących, coraz radykalniejszych kolorów... "Co za desperacja!" - rozbrzmiewał w mojej - młodej wtedy i nieskalanej srebrnym włosem - głowie cichutki, acz złośliwy głosik. "Jak długo można się tak oszukiwać?" - zastanawiałam się z lekkim politowaniem na widok wściekle rudych włosów do niedawna szpakowatej sąsiadki...
No i mam za swoje. Doczekałam się pierwszych oznak siwizny i to nie dziś, nie wczoraj - powiedzmy, że już jakiś czas temu. Dowcip polega na tym, że spodziewałam się jej, hmm... znacznie później. A tu klops. ;-)
Dziś rano, przygotowując się do wyjścia do pracy, postanowiłam ogarnąć owego "klopsa". I zaplotłam sobie warkocze. 2 sztuki. Żeby było tak, ekhm, dziewczęco? ;-) Przy okazji zaś starałam się oszacować, ile tej nieszczęsnej siwizny widać już na mojej łepetynie. Z moich szacunków wynika, że srebrzyste nitki należy już liczyć w dziesiątkach... Starość, ni mniej, ni więcej, jeno starość puka do moich drzwi... Trzeba dotrzymać postanowienia.
Zatem - od ponad roku nie farbuję już włosów. I patrzę, i obserwuję zachodzące na wiedźmowej głowie zmiany.
Zresztą, może to nie starość, tylko doświadczenie?
Bo przecież każdy z tych jaśniejszych włosów to jakiś etap w moim życiu. Jakieś rozstanie - na chwilę lub na zawsze. Jakieś rozwiane złudzenie albo marzenie rozbite o zbyt twardą, zbyt kanciastą rzeczywistość. Przebyta choroba, po której - na szczęście - ślad został tylko na głowie, a nie na ciele...
Więc może to po prostu znaki moich małych zwycięstw nad przewrotnym losem?
W końcu przetrwanie - to też zwycięstwo. Poniekąd.
Nie będę farbować włosów.
Nie tylko dlatego, ze to sobie obiecałam, ale też dlatego, że przypominają mi one o czymś ważnym - że mimo wszystko wciąż jestem. I jakoś sobie radzę z każdym, nawet najgorszym i najsamotniejszym dniem.
Spokojnie siostro, ja u siebie też już pierwszą sztukę jakiś czas temu znalazłam ;)
OdpowiedzUsuńZostaw na pamiątkę. ;) Albo zanotuj to sobie.
OdpowiedzUsuńPóki co jestem na etapie wypierania z siebie tego faktu, także pamiątki tego typu mi potrzebne nie są, ale kiedy takie incydenty zaczną się pojawiać na mojej głowie regularniej, to zaczne je chyba kolekcjonowac ;p
OdpowiedzUsuńNie martw się niektórzy już w wieku 22lat wzbogacili się o kolorowe piórka
OdpowiedzUsuńKolorowe? ;) To nie tak źle. :P Ja bym mogła mieć np. zielone, to strasznie głupie, że człowiek siwieje na biało lub srebrno, a nie na taki kolor, jaki lubi... ;)
OdpowiedzUsuńChodziło mi, że koloru innego niż reszta włosięt czyli białe/srebrne.
OdpowiedzUsuńWiem, wiem, ale jakoś mi tak wyobraźnia zadziałała w innym kierunku... ;)
UsuńPuki co nie noszę zielonych włosów a może to błąd. Spróbuje kiedyś przefarbować się na zielono ;)
UsuńChcę to zobaczyć! :D
UsuńJak dobrze zabaluje to może się to zdarzyć ;)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń