czwartek, 22 marca 2012

Uzależnienie

Ha, więc przyznajesz się, Wiedźmo! Znów oddajesz się temu niecnemu procederowi, za który powinno ci się, jak za starych dobrych czasów, przykładnie obciąć uszy! Znów pozwalasz sobie na to szaleństwo, choć wiesz dobrze, że nie przyniesie Ci ono nic dobrego! Nieszczęsna! Sama skazujesz się na potępienie...


Odwracasz oczy, zawstydzona. Racja, powinnaś się wstydzić słabości swojego charakteru. A przecież obiecywałaś sobie tyle razy, że skończysz z tym raz na zawsze! Wiesz dobrze, że nie powinnaś, a przecież już widzę, że drżącymi palcami gładzisz już pokrętło radia. Nawet nie próbuj! Nie waż się! Nie...


No tak, masz jak zwykle w nosie głos własnego rozsądku. Już odpływasz gdzieś na falach muzyki, nie bacząc, że jej szybki prąd może zanieść cię w nieznane i groźne rejony... Spod przymkniętych powiek nie dostrzeżesz żadnej rafy. Wypełnione muzyką uszy nie przyniosą ci w porę wieści o alarmie. Stopa delikatnie wystukująca rytm nie poniesie cię  dostatecznie prędko ku bezpiecznej kryjówce...


Czas spojrzeć prawdzie w oczy.
Uzależniłaś się od muzyki. Od tych cholernych piosenek o miłości.





Nie zaprzeczaj, nic to nie da - twój błędny wzrok zdradza wszystko. Jesteś wprawdzie ostrożna i dawkujesz sobie ten narkotyk delikatnie, mieszając części składowe - trochę Turnaua, trochę Groniec, nieco klasyki z lat 80. XX wieku i szczypta najwytrawniejszych ścieżek dźwiękowych do ulubionych filmów... Rock połączony z klasyką, znajdzie się nawet troszkę dobrego, starego popu i disco... Zmiksować wszystko i voilà! Gotowe - uzależniacz najwyższej próby!


Dziwisz się później, w chwilach trzeźwej, topornej ciszy, że czegoś ci brakuje i że czujesz się niepewnie. Gdy w twoich żyłach przestaje płynąć melodyjna trucizna, stajesz się nerwowa, rozchwiana, jakby pozbawiona równowagi, którą może przywrócić tylko odrobina ballad i romansów...


Lubisz to uczucie, kiedy w twoje uszy wsącza się powolutku, w tempie na 3/4, obietnica wiecznej miłości, wyśpiewywana aksamitnym głosem przez kolejnego idola. Ale jednocześnie - zaczynasz tęsknić za przeniesieniem tego stanu w rzeczywistość bynajmniej nie muzyczną. W dodatku ta nieszczęsna wiosna, kusicielka, tania artystka, ogranymi zielono-świergocącymi sztuczkami mamiąca spragnioną odmiany publikę - och, ona pogrąża cię jeszcze bardziej...


Pamiętasz, Wiedźmo, przygodę Odyseusza? Zrób to co on, zasłoń uszy i uciekaj w ciszę. Nie pozwól zdradliwej muzyce omamić się bez reszty, bo zginiesz marnie, czekając na obietnice, których nikt nie przybędzie spełniać. Nie jesteś bohaterką żadnej ballady. Dla ciebie nikt nie pisze wierszy. Zrozum to i uciekaj, nim będzie za późno i nim na dobre pogrążysz się w muzyce bez przyszłości...




Za późno. Znowu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz