środa, 25 lipca 2012

Syndrom chomika

NULEK (właśc. Anula W., zwana też w pewnych podejrzanych środowiskach Wiedźmą lub panią Hanką) - urodzona wieki temu domorosła pani "psycholog" z olbrzymim zasobem wiedzy praktycznej i nader nikłym zasobem wiedzy teoretycznej, od lat zajmująca się intensywnym badaniem wszelkich przejawów anormalności w swoim otoczeniu. Zasłynęła swego czasu dokładnym opracowaniem tzw. syndromu Jasia Wędrowniczka (więcej na ten temat tutaj), na który sama cierpi. Dziś wraca z kolejnym rewelacyjnym odkryciem. Proszę Państwa, oto kompletny raport Nulka na temat jej najnowszego wynalazku: syndromu chomika. Uwaga! To lektura wyłącznie dla osób o stalowych nerwach! ;-)

Źródło: Flickr.com



Istota schorzenia

Syndrom chomika polega na przejawianiu tendencji do nadmiernego gromadzenia rzeczy. Może to być zarówno określony rodzaj rzeczy (np. wyłącznie czerwone poduszeczki do igieł), jak też gromadzenie wszystkiego, co się nawinie pod rękę (bo może się kiedyś przydać). Początkowo wygląda to niewinnie, jednakowoż z biegiem lat objawy nasilają się do tego stopnia, że dotknięta syndromem osoba nie może już normalnie funkcjonować, bo nagromadziła wokół siebie zbyt dużo śmieci. W skrajnych przypadkach może prowadzić do śmierci pod stosami gadżetów, zabawek, ciuchów, pudeł oraz innych klamotów... ;-)

Geneza nazwy
Syndrom chomika (łac. criceta syndrome) wziął swoją nazwę od przesympatycznego stworzonka hodowanego w wielu polskich - i nie tylko polskich domach, które w powszechnym mniemaniu słynie z gromadzenia solidnych zapasów pożywienia, skrywanych w tzw. torbach policzkowych. Jako że człowiek dotknięty syndromem chomika takich toreb nie posiada, wykorzystuje do podobnych celów wszelkie schowki, skrytki, szuflady, szafki, półki i regały, jakie znajdzie w zasięgu wzroku, by zachomikować tam swoje "zapasy".

Najważniejsze objawy
Zwykle zaczyna się od powracającej natrętnie myśli: "To się jeszcze może przydać". Nieważne, czy myśl ta pojawia się, gdy podnosimy z kąta starą skarpetkę, która już dawno zgubiła parę, czy też zerkamy łakomie na przykurzony monitor zajmujący pół biurka i dawno już nieużywany... Zasada pozostaje podobna: zamiast pozbyć się zbędnego sprzętu czy zabawki, chory postanawia je zatrzymać "na później". 

W pierwszych tygodniach, a nawet latach choroba może znajdować się w fazie uśpienia i daje o sobie znać tylko od czasu do czasu. Choremu można wtedy jednak łatwo wyperswadować pomysł zachowania dla przyszłych pokoleń opakowania babki cytrynowej w proszku z 1992 roku (przypadek udokumentowany w Grodzisku Wielkopolskim w roku 2011, wczesnym latem) tudzież skłonić go do pozbycia się przeżartej przez mole pelisy modnej w latach 80. XX stulecia.

W bardziej zaawansowanym stadium chory zaczyna jednak stawiać opór wobec podobnych namów. Objawy nasilają się: rozbiegane spojrzenie szuka dookoła stale nowych gadżetów, szpargałów i śmieci, które "jeszcze mogą się przecież przydać", drżące ręce już, już wyciągają się po to i owo, a z gardła osoby "chomikowatej" wydobywa się warczenie za każdym razem, gdy usiłujemy przemówić jej do rozsądku i odebrać zepsuty młynek do kawy lub rurę-od-nie-wiadomo-czego (ale na pewno przydatną i ważną w każdym gospodarstwie domowym!). 

Poza typowymi objawami pojawiającymi się u osób dotkniętych syndromem chomika, warto też uważnie obserwować zmiany zachodzące stopniowo w ich najbliższym otoczeniu. Typowe zjawiska, na jakie warto zwrócić uwagę, to postępujące ograniczenie przestrzeni życiowej w mieszkaniu/domu i w jego najbliższej okolicy: uporządkowane pomieszczenia zaczynają się z dnia na dzień zapełniać różnymi uzbieranymi przez "chomika" przedmiotami, początkowo układanymi jeszcze według jakiegoś klucza, jednak z czasem tworzącego chaotyczną mozaikę barw, faktur, kształtów i - niekiedy - zapachów... ;-) 



Otoczenie chorego na "syndrom chomika" w ostrym stadium 
(z ukierunkowaniem na papier i wyroby papieropodobne) ;-)
źródło: www.domoplus.pl/

Pierwszy udokumentowany przypadek
W niewielkim, bo liczącym około 15 tysięcy mieszkańców wielkopolskim miasteczku mieszka niejaka Mirosława W. (nazwisko znane redakcji). Miła, sympatyczna pani w średnim wieku wygląda na zupełnie nieszkodliwą. Ale to tylko pozory, gdyż pod tą przyjemną aparycją, okraszoną życzliwym spojrzeniem i równie życzliwym uśmiechem, kryje się osobowość toczona straszliwą chorobą: syndromem chomika... 

W zielonym domu, w którym na co dzień grasuje pani Mirosława, przez lata nagromadziło się mnóstwo rupieci. Stare pościele, obrusy, ubrania, stare meble i stare przyrządy kuchenne. Zepsuty budzik z poprzedniej epoki. Buty pamiętające peerelowskie pochody pierwszomajowe. Prasa z ostatniego dwudziestolecia. Ba, nawet wspomniana babka cytrynowa w proszku z 1992 roku! 

Na szczęście ten przypadek syndromu chomika okazał się uleczalny i obecnie pani Mirosława, poddawana intensywnej terapii, godzi się od czasu do czasu na małe porządki połączone z częściowym usunięciem niepotrzebnych rzeczy np. poprzez oddanie ich potrzebującym. Jak do tego doszło?


Leczenie
Niestety, w wypadku syndromu chomika nie ma mowy o leczeniu farmakologicznym. Jedyny sposób to przeprowadzenie gruntownych porządków połączonych z pogadanką psychologiczną na temat niezdrowych i niebezpiecznych skutków przekształcania własnego domu w rupieciarnię. Oczywiście, musi to być proces powolny i rozłożony w czasie - chorego nie da się wyleczyć od razu, a i porządki zwykle okazują się dość czasochłonne...

Na szczęście odpowiednio dobrana terapia, stanowczość i konsekwencja potrafią zdziałać prawdziwe cuda. Tak było w wypadku pani Mirosławy W., której należało wyperswadować gromadzenie niepotrzebnych przedmiotów za pomocą metodycznego oczyszczania jej przestrzeni życiowej, poczynając od spiżarki. Z pomieszczenia zapchanego setką worków wypełnionych wszelakimi dobrami udało się uzyskać funkcjonalne i estetyczne miejsce doskonale spełniające swoją pierwotną i wynikającą z nazwy funkcję. 

Kolejne podjęte kroki - porządki w kuchni i w pokoju, pozwoliły ustabilizować stan pacjentki na tyle, że dziś już nie rzuca się ona na zespół sprzątający z pazurami, gdy ten chce usunąć z jej pola widzenia jakiś niepotrzebny bibelocik tudzież podniszczone opakowanie po mikserze, ograniczając się jedynie do podirytowanego pochrząkiwania, uwag rzucanych pod nosem i gardłowego powarkiwania. To znaczy - powarkuje pacjentka, nie zespół. ;-) I lepiej już chyba nie będzie...

Wnioski końcowe Nulka
Syndrom chomika jest schorzeniem niszowym, pojawia się głównie w środowiskach, których członkowie przez lata musieli borykać się z rozmaitymi problemami finansowymi. W ten sposób odreagowują oni minione kłopoty, gromadząc zapasy, w ich mniemaniu stanowiące solidne zabezpieczenie na przyszłość.

Nie jest to schorzenie śmiertelne, choć nie należy bagatelizować jego skutków. Warto też podjąć kroki zapobiegawcze i po prostu od czasu do czasu ogarnąć otoczenie, pozbywając się przedmiotów, które dawno już przestały nam być niezbędne do życia i szczęścia, a które nierzadko mogą się przydać komuś innemu. Takie czynności powinny skutecznie zminimalizować ryzyko wystąpienia chomikowatości w rodzinie, pozwalając wszystkim jej członkom cieszyć się życiem i swobodą, bez obciążania się zbędnymi rzeczami i zbędnymi problemami z ich przechowywaniem.

* * *

P.S. 
Podczas porządków u babci Feli odkryłam, że chyba mam w domu kolejny przypadek syndromu. W szafach, które ostatni raz opróżniane były chyba jeszcze przed moim urodzeniem, znalazłam stosy rzeczy, o których istnieniu nie miałam pojęcia nie tylko ja, ale i ich nominalna właścicielka. Rozczuliły mnie zwłaszcza czarne, eleganckie i cieniutkie jak pajęczyna rękawiczki dla prawdziwej damy - na dłonie babci już dawno zbyt wąskie, a na moje - zbyt krótkie (palce pianistki, hehe...), zakopane gdzieś w kącie szuflady. O stosach swetrów, bluzek, sukienek o kroju przypominającym szalone lata 70., koszulek, halek i innych fidrygałków nie wspominając. Na szczęście udało mi się opanować chaos i rozpocząć kolejną terapię porządkami. Babcia, póki co, żyje i ma się dobrze, choć marudzi na bałagan. A przecież czasami trzeba coś rozwalić, żeby móc później budować. ;-)

Nulek

P.S.2.
A przede mną jeszcze porządki w dawnym warsztacie kuśnierskim rodziców. Ciekawe, co tam odnajdę za dziwa? ;-) 

N.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz