Mimo wszystko wrzucam więc ten przepis do mojej kolekcji, dodając, że aniołek ów wylądował na talerzyku pochodzącym z czasów, w których sama jeszcze rokowałam pewne nadzieje na stanie się w przyszłości aniołkiem. Cóż, nie wyszło. ;-) Ale talerzyk - choć lepiony nieudolnie i ledwo żywy, wciąż jest ze mną na pamiątkę. :-D
ANIOŁEK
kokosowa słodycz
dla prawdziwych maniaków
Składniki na ciasto:
2 jajka
1/2 szklanki cukru
1/2 szklanki śmietany 18%
1 łyżka kartoflanki
1/2 kostki margaryny
50 dag mąki tortowej
1 łyżeczka proszku do pieczenia
Składniki na krem:
3 jaja
1 szklanka śmietany 30%
1 łyżka kartoflanki
1 budyń śmietankowy bez cukru
3 szklanki mleka UHT
1 szklanka cukru
1 kostka margaryny
1 małe opakowanie wiórków kokosowych
Przygotowanie:
W misce lub garnku ubijamy na masę jaja, cukier, śmietanę i kartoflankę.
Margarynę siekamy z połową mąki tortowej i proszkiem do pieczenia. Do takiej siekanki dodajemy naprzemiennie masę jajeczną i resztę mąki, ubijając na niskich obrotach, a pod koniec mieszając ciasto łychą/ręcznie.
Ciasto należy podzielić na 3 części i rozmieścić na 3 jednakowych średniej wielkości blaszkach (ciasto nie powinno być zbyt grube). Pieczemy je w temperaturze 175 stopni Celsjusza przez 10-15 minut (aż się zrumieni leciutko), a potem studzimy i zabieramy się za krem.
Tu też potrzebny będzie mikser - trzeba nim ubić jaja ze śmietaną, kartoflanką oraz budyniem.
Mleko gotujemy do wrzenia z cukrem i margaryną, a następnie - stale mieszając na małym ogniu, żeby nic nie przypalić, dodajemy do tej mieszanki masę jajeczną. Podgrzewamy jeszcze chwilę i wciąż ciepły krem wykładamy na wystudzone placki (w kolejności: ciasto, krem, ciasto, krem, ciasto i krem). Wierzchnią warstwę kremu posypujemy wiórkami kokosowymi. To wszystko.
Oczywiście, aniołek należy do tych ciast, które zdecydowanie zyskują po 2-3 dniach leżakowania w lodówce - placki miękną wtedy i "przegryzają się" z kremem.
Jeśli lubicie słodkości nieprzełamane żadnym kwaskowym dżemem czy inną substancją, polecam! :) Ja na pewno sięgnę po ten przepis w przyszłości, modyfikując go jednak pod kątem oczekiwań wiedźmowych kubków smakowych... ;-)
Smacznego!
P.S. Mam nadzieję, że mój anioł stróż też ceni sobie nieco bardziej pikantne rozwiązania... nie tylko w kuchni. ;-)
Anulo, nominowałam Cię do Liebster Blog Award. Szczegóły na moim blogu http://rozmarynowy.blogspot.it/2014/01/rozmarynowy-nominowany-do-liebster-blog.html Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń